Lot dwudziesty szósty: "Aha."

- Co ty tu robisz? – po kilku minutach milczenia i wpatrywania się w swoje twarze, wypowiedzenie tych słów wydawało się proste, jednakże wyszedł z tego jedynie bełkot. Dziewczyna zrobiła krok do tyłu, trafiając na krawężnik, co w porównaniu ze zdziwieniem i alkoholem wciąż buzującym w żyłach dziewiętnastolatki, spowodowało brak utrzymania równowagi.
Ines nawet nie próbowała ratować się przed upadkiem. Upadła na tyłek z cichym jękiem, ale teraz ból raczej jej nie obchodził. Zresztą, dzięki alkoholowi odczuwała teraz wszystko z lekkim opóźnieniem.
Mężczyzna westchnął, podchodząc bliżej i kucając przy niej, a ta spuściła wzrok na swoją torebkę, którą wciąż przytulała do siebie niczym największy skarb. Nie wiedziała, czy patrzeć mu w oczy, czy może lepiej nie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że był on świadkiem tego żenującego upadku, że widzi ją w takim stanie. Poczuła wstyd.
- Nie powinieneś być jeszcze w Argentynie? – wyszeptała na tyle głośno, by pochylający się nad nią Facundo mógł ją doskonale usłyszeć.
- No cóż… Wróciłem dzisiaj. – odparł, na co brązowooka bez namysłu wreszcie spojrzała w jego stronę i zobaczyła, jak ten wzrusza ramionami, także się w nią wpatrując. – Cholera, wyglądasz okropnie. – mruknął, wreszcie podając jej rękę i pomagając jej wstać, co było bardzo potrzebne, bo dziewczynie trudno było utrzymać  pion. Dlatego też, gdy już wstała, nadal kurczowo trzymała się ręki siatkarza, wbijając wzrok w jego duże stopy, ponieważ nie miała ochoty ani patrzeć się w jego klatkę piersiową zasłoniętą koszulą, ani podnosić głowy, by spojrzeć na jego twarz.
- Dzięki. To bardzo miłe. – odpowiedziała wreszcie, ponownie niezbyt wyraźnie. Język jej się okropnie plątał i nie miała na to wpływu. Miała ochotę dodatkowo wywrócić oczami, ale zrobiła się tak senna, że nie miała na ten gest jakiejkolwiek ochoty. Zresztą, on by nawet tego nie zauważył.
Przez moment oboje tak stali, nie wiedząc co zrobić. Ines jedną ręką trzymała mocno ogromną dłoń sportowca, by nie stracić równowagi, a drugą, równie mocno, przygarniała swoją torebkę. Czuła, że musi tak ją trzymać, w obawie, że znowu ją zgubi. Jednakże, uścisk ten powoli stawał się coraz mniejszy, ponieważ z każdym momentem dziewczyna coraz bardziej traciła kontakt z otoczeniem. Przestało ją interesować to, skąd się tu znalazł jej przyjaciel oraz kilku innych siatkarzy, których głosy poznała, słysząc je jednak już jak przez mgłę (a może to jej się tylko przesłyszało?); a także skąd on wiedział, która to jej torebka. Skoro znalazł ją ktoś jej bliski, ktoś, kto ją znał, to wreszcie mogła odpłynąć, prawda? Zresztą, kogo to obchodzi… To oczywiste, że tak.
***
Obudził ją hałas w sąsiednim pomieszczeniu. Albo może raczej rozmowa, przyciszona dyskusja między męskimi głosami.
Ines nie musiała otwierać oczu, by zrozumieć, że nie znajduje się we własnym łóżku, a jej samopoczucie jest w fatalnym stanie. Tak, nastolatka wiedziała co to kac. Może i odczuła go bardzo rzadko w swoim życiu, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że teraz właśnie odczuwa najgorszego kaca w swoim życiu. Cudownie rozpoczęty rok, nie ma co!
Otwarcie oczu nie spowodowało nic zaskakującego. Na szczęście za oknem słońce znajdowało się za gęstymi chmurami, dzięki czemu światło dzienne aż tak bardzo nie zaatakowało jej oczu. Gorzej było z podniesieniem się – głowa brązowookiej wydała się nagle, jakby ważyła o wiele więcej, niż do tej pory.
Ines mimo wszystko podniosła się do pozycji siedzącej, następnie odkrywając cienką kołdrę i spuszczając nogi na puchaty dywanik znajdujący się tu pod łóżkiem. A tak przy okazji, łóżko było ogromne, i to nie tylko dlatego, że było to łoże małżeńskie, ale także ze względu na jego długość. Dziewczyny jednak nie zdziwiło to, że znajduje się w domu siatkarza, bo powoli przypominała sobie urywki z ubiegłej nocy, przez co na jej policzki wstąpił gorący rumieniec wstydu.
Sypialnia była urządzona dość modernistycznie, ale nie brakowało tu też elementów w stylu vintage. Całość wyglądała… Dość ładnie, jak na sypialnie faceta. Na jednej ze ścian znajdowała się ogromna półka, cała wypełniona wszelkiego rodzaju nagrodami, jednak nie było ich dużo. Ines domyśliła się, że reszta znajduje się w innych pomieszczeniach.
Mogło to się wydawać dziwne, ale dziewczyna, mimo kilkutygodniowej już znajomości, nie gościła jeszcze w domu Facundo. Zawsze dotąd spotykali się na mieście, na hali, albo po prostu w domu Anto i Rosy, w którym mieszkała także Ines (dziewczyna wciąż nie traktowała tamtego budynku jako swojego własnego domu, wciąż czuła się tam dość obco).
Gdy wreszcie brązowooka był pewna, że nie straci równowagi i nie dostanie zawrotów głowy, postanowiła wstać. Jeden krok, drugi, trzeci, czwarty i po chwili była już przy lekko uchylonych drzwiach, tym samym lepiej słysząc rozmowę dochodzącą z niedaleka.
- Nie rozumiem w ogóle co tu robisz. – usłyszała głośniejsze niż dotychczas prychnięcie Conte, co mogło wskazywać tylko na to, że się zdenerwował na swojego rozmówcę.
- Po prostu… Chciałem zobaczyć, czy wszystko ok. – inny głos brzmiał znajomo, ale dopiero po chwili Ines zrozumiała, do kogo należy – do Savaniego. Zmarszczyła brwi, a ból w skroniach tylko się wzmocnił. Dziewczyna oparła się cicho o ścianę sypialni i zamknęła powieki, perfidnie podsłuchując. Prędzej czy później musiała wyjść, by poprosić o jakieś tabletki, bo, jak już wcześniej zauważyła, w pokoju nie było nic, co mogło jej się przydać. Nawet jej torebki. Ale to mogło poczekać jeszcze kilkanaście sekund, prawda?
- Jest ok. – suchy ton Argentyńczyka wzbudził zdziwienie w dziewczynie. Dotąd myślała, że mężczyźni są przyjaciółmi, albo przynajmniej dobrymi kumplami, ale zachowanie Facundo wskazywało na zupełnie co innego. – A teraz spierdalaj i nie mąć jej w głowie. – westchnął, a Ines wyobraziła sobie, jak przeczesuje dłonią swoją fryzurę. – Dotąd myślałem, że będziecie super parą, ale widząc, jak się wczoraj bawiłeś, chyba w to zwątpiłem. Lepiej żebyś odszedł, zanim się obudzi, bo nie chcę się tłumaczyć z tego, dlaczego jesteś z rana w moim domu.
- Jest środek dnia… - mruknął w odpowiedzi Cristian, ale mimo to zaraz po jego słowach dziewczyna usłyszała kroki obu sportowców, a następnie ciche pożegnanie i zamykane drzwi frontowe.
Dziewiętnastolatkę tak zainteresował fragment rozmowy między mężczyznami, że nawet zapomniała o tym, że wciąż stoi obok uchylonych drzwi sypialni niczym rasowy podsłuchiwacz, opierając się o chłodną strukturę ściany z zamkniętymi oczami, łudząc się, że jeśli ona nic obecnie nie widzi, to nikt inny jej nie zauważy. Albo może raczej nie bardzo rasowy, skoro tak szybko została przyłapana przez Conte, zmierzającego do niej z tabletkami i wodą. Prawdopodobnie był już gotowy do niej przyjść o wiele wcześniej, ale wizyta Savaniego trochę go opóźniła.
- Dawno wstałaś? – ciemne brwi Argentyńczyka uniosły się na widok dziewczyny, stojącej przed otwartą już drewnianą powłoką niczym słup soli z zamglonym wzrokiem, jedną dłonią masującą pulsujące skronie. Miała szczęście, że zdążyła jeszcze ruszyć się spod tej ściany – gdyby to zauważył, byłoby jej jeszcze bardziej wstyd niż obecnie było. Brązowooka aż lekko drgnęła na wcześniejszy widok odsuwających się drzwi i spłonęła lekkim rumieńcem, ale mimo wszystko postanowiła nie dać po sobie poznać, że usłyszała chociażby słowo z wcześniejszej rozmowy. Słyszała, jak z podjazdu odjeżdża auto, ale udawała, że niczego się nie domyśla i miała nadzieję, że Facundo jej uwierzy, bo nie chciała mu wyznawać, jak bardzo nie rozumie już tej całej gry. Bo może wcale nie chodziło o nią? Może chodziło o jakąś inną Ines…
Cholera. Dlaczego ona próbowała udawać głupią? To właśnie o nią chodziło. Ale dlaczego ona?
- Nie, przed chwilą. – wzruszyła ramionami, udając beztroskę. Na widok szklanki wody w jednej i pudełka tabletek w drugiej sportowca aż się uśmiechnęła, z wdzięcznością odbierając te rzeczy i idąc w ślad za przyjacielem do salonu, w którym także jeszcze dotąd nie była. Nadal udając beztroskę, spytała: - Miałeś jakiegoś gościa?
Siatkarz wręcz spiął się na słowa, które padły z ust dziewczyny, ale tak szybko jak to zrobił, tak szybko się rozluźnił. Gdyby nastolatka naprawdę była nieświadoma niczego, prawdopodobnie by tego nawet nie zauważyła.
- Nie, a czemu pytasz? – odparł, siadając na ogromnej kanapie, unikając wzroku szatynki. Ines musiałaby być idiotką, gdyby mu uwierzyła. W tym momencie próbowała taką udawać, w duchu wywracając oczyma na nieudolne próby aktorskie Argentyńczyka. Zdecydowanie dobrze wybrał, decydując się na bycie sportowcem.
- Wydawało mi się, że z kimś rozmawiasz. – odpowiedziała, połykając tabletkę, a następnie ją popijając. Na szczęście na stoliku do kawy stała woda mineralna, dzięki czemu nalała do szklanki kolejną porcję mineralnej cieczy. Okropnie chciało jej się pić, dopiero teraz sobie z tego zdała sprawę. Nie musiała nawet unikać wzroku sportowca, bo sam to już robił, a także była zajęta czymś innym, dzięki czemu udawanie, że nic nie wie o obecności Savaniego, szło jej niezwykle łatwo.
- Rozmawiałem przez telefon. – mruknął Conte, co było jeszcze gorszym kłamstwem od poprzedniego, bo jeszcze niedawno Ines widziała jego telefon na parapecie w jego sypialni, w której sama dotąd się znajdowała i w której była sama. A na korytarzu nie widziała żadnego telefonu stacjonarnego, tak samo jak w salonie. Mimo to dziewiętnastolatka nadal postanowiła udawać głupią.
- Aha. – mruknęła, po raz kolejny już dolewając wody do szklanki. Najchętniej wypiłaby ją z gwinta, ale nie wiedziała czy nie wyjdzie to na niekulturalne z jej strony.
- Co robiłaś wczoraj na tej imprezie? – spytał nagle po chwili krótkiej ciszy między ich dwojgiem. Wreszcie to on nie musiał odpowiadać, więc też nie musiał uciekać wzrokiem. Dlatego też lustrował teraz jej twarz uważnie jak nigdy wcześniej.
Dziewczyna wreszcie odłożyła szklankę. Wszakże jeszcze w butelce była odrobina wody, ale ona czuła, że jak na razie ma dosyć.
- No cóż, poszłam tam z Rosą i Anto. – odparła, rozglądając się po salonie. Umeblowany był w podobnym stylu co sypialnia. Także znajdowała się tu półka, choć troszkę mniejsza niż w sypialni, z trofeami sportowca. – Ale one gdzieś sobie poszły, pewnie do swoich znajomych.
- I tak po prostu cię zostawiły? – dziewiętnastolatka nawet nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć, iż był zaskoczony. – Nie mogły cię wziąć ze sobą, poznać ze znajomymi i tak dalej?
Ines wzruszyła ramionami, po raz kolejny w ciągu kilkunastu, a może i więcej, minut. W sumie dziewczyna nawet nie wiedziała ile już minut minęło, odkąd się obudziła i usłyszała tamtą rozmowę. Kwadrans? Pół godziny? A może jedynie pięć minut?
- Nie jestem osobą wartą poznania. – odparła bez jakiegokolwiek smutku w  głosie. Bo to była prawda. I wcale jej to nie przeszkadzało. Było dobrze tak jak jest. Zresztą, brązowooką wciąż dziwił fakt, iż Conte, tak uzdolniony siatkarz, tak popularna osoba, która mogłaby poznać o wiele lepsze towarzystwo, chciał spędzać z nią czas. Albo że wcześniej kłócił się o nią z drugim przystojniakiem. Nie, to była jakaś bajka. Albo jej się przesłyszało i tak naprawdę chodziło o inną osobę i wcale nikt nie użył jej imienia. Tak, naprawdę tak musiało być.
- Nawet tak nie gadaj. – syknął Conte. Dziewczyna poczuła, że mężczyzna się do niej zbliżył. Teraz był cholernie blisko, ich uda się wręcz ocierały o siebie. Mimo to nastolatka nadal wpatrywała się w jeden z największych pucharów znajdujących się na półce wiszącej na ścianie. Jednak nie potrwało to długo, bo siatkarz szybko, acz delikatnie, obrócił jej głowę, by ich twarze mogły być naprzeciw siebie, bym mogli patrzeć sobie prosto w oczy.
- Nieważne. – wywróciła oczami po raz setny i uciekła wzrokiem gdzieś nad jego brwiami. Jakoś tak ciężko było jej patrzeć prosto w jego oczy. Ogółem nie lubiła kontaktu wzrokowego, zwłaszcza gdy rozmawia o swoim życiu. – Zresztą, i tak znalazłam sobie własne towarzystwo, więc nie widzę problemu. – uśmiechnęła się blado, ale jej mina szybko zmizerniała, bo na jej słowa Argentyńczyk jak oparzony się odsunął. Nawet nie zauważyła, jak przyjemny był jego dotyk i jak bardzo teraz spieprzyła sprawę.

- Widziałem. – westchnął przeciągle mężczyzna, opuszczając dłoń na kanapę, a następnie gwałtownie wstając. Wcześniej jakby się zawahał, patrząc na jej usta, ale to pewnie się Ines tylko wydawało, jak zwykle. – Kawa czy herbata? – zapytał, nawet się nie odwracając, kierując się do kuchni.