- Co ty tu robisz? – po kilku minutach milczenia i
wpatrywania się w swoje twarze, wypowiedzenie tych słów wydawało się proste,
jednakże wyszedł z tego jedynie bełkot. Dziewczyna zrobiła krok do tyłu,
trafiając na krawężnik, co w porównaniu ze zdziwieniem i alkoholem wciąż
buzującym w żyłach dziewiętnastolatki, spowodowało brak utrzymania równowagi.
Ines nawet nie próbowała ratować się przed upadkiem. Upadła
na tyłek z cichym jękiem, ale teraz ból raczej jej nie obchodził. Zresztą,
dzięki alkoholowi odczuwała teraz wszystko z lekkim opóźnieniem.
Mężczyzna westchnął, podchodząc bliżej i kucając przy niej,
a ta spuściła wzrok na swoją torebkę, którą wciąż przytulała do siebie niczym
największy skarb. Nie wiedziała, czy patrzeć mu w oczy, czy może lepiej nie.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że był on świadkiem tego żenującego upadku,
że widzi ją w takim stanie. Poczuła wstyd.
- Nie powinieneś być jeszcze w Argentynie? – wyszeptała na
tyle głośno, by pochylający się nad nią Facundo mógł ją doskonale usłyszeć.
- No cóż… Wróciłem dzisiaj. – odparł, na co brązowooka bez
namysłu wreszcie spojrzała w jego stronę i zobaczyła, jak ten wzrusza
ramionami, także się w nią wpatrując. – Cholera, wyglądasz okropnie. – mruknął,
wreszcie podając jej rękę i pomagając jej wstać, co było bardzo potrzebne, bo
dziewczynie trudno było utrzymać pion.
Dlatego też, gdy już wstała, nadal kurczowo trzymała się ręki siatkarza,
wbijając wzrok w jego duże stopy, ponieważ nie miała ochoty ani patrzeć się w
jego klatkę piersiową zasłoniętą koszulą, ani podnosić głowy, by spojrzeć na
jego twarz.
- Dzięki. To bardzo miłe. – odpowiedziała wreszcie, ponownie
niezbyt wyraźnie. Język jej się okropnie plątał i nie miała na to wpływu. Miała
ochotę dodatkowo wywrócić oczami, ale zrobiła się tak senna, że nie miała na
ten gest jakiejkolwiek ochoty. Zresztą, on by nawet tego nie zauważył.
Przez moment oboje tak stali, nie wiedząc co zrobić. Ines
jedną ręką trzymała mocno ogromną dłoń sportowca, by nie stracić równowagi, a
drugą, równie mocno, przygarniała swoją torebkę. Czuła, że musi tak ją trzymać,
w obawie, że znowu ją zgubi. Jednakże, uścisk ten powoli stawał się coraz
mniejszy, ponieważ z każdym momentem dziewczyna coraz bardziej traciła kontakt
z otoczeniem. Przestało ją interesować to, skąd się tu znalazł jej przyjaciel
oraz kilku innych siatkarzy, których głosy poznała, słysząc je jednak już jak przez
mgłę (a może to jej się tylko przesłyszało?); a także skąd on wiedział, która
to jej torebka. Skoro znalazł ją ktoś jej bliski, ktoś, kto ją znał, to
wreszcie mogła odpłynąć, prawda? Zresztą, kogo to obchodzi… To oczywiste, że
tak.
***
Obudził ją hałas w sąsiednim pomieszczeniu. Albo może raczej
rozmowa, przyciszona dyskusja między męskimi głosami.
Ines nie musiała otwierać oczu, by zrozumieć, że nie
znajduje się we własnym łóżku, a jej samopoczucie jest w fatalnym stanie. Tak,
nastolatka wiedziała co to kac. Może i odczuła go bardzo rzadko w swoim życiu,
ale doskonale zdawała sobie sprawę, że teraz właśnie odczuwa najgorszego kaca w
swoim życiu. Cudownie rozpoczęty rok, nie ma co!
Otwarcie oczu nie spowodowało nic zaskakującego. Na
szczęście za oknem słońce znajdowało się za gęstymi chmurami, dzięki czemu
światło dzienne aż tak bardzo nie zaatakowało jej oczu. Gorzej było z podniesieniem
się – głowa brązowookiej wydała się nagle, jakby ważyła o wiele więcej, niż do
tej pory.
Ines mimo wszystko podniosła się do pozycji siedzącej,
następnie odkrywając cienką kołdrę i spuszczając nogi na puchaty dywanik
znajdujący się tu pod łóżkiem. A tak przy okazji, łóżko było ogromne, i to nie
tylko dlatego, że było to łoże małżeńskie, ale także ze względu na jego
długość. Dziewczyny jednak nie zdziwiło to, że znajduje się w domu siatkarza,
bo powoli przypominała sobie urywki z ubiegłej nocy, przez co na jej policzki
wstąpił gorący rumieniec wstydu.
Sypialnia była urządzona dość modernistycznie, ale nie
brakowało tu też elementów w stylu vintage. Całość wyglądała… Dość ładnie, jak
na sypialnie faceta. Na jednej ze ścian znajdowała się ogromna półka, cała
wypełniona wszelkiego rodzaju nagrodami, jednak nie było ich dużo. Ines
domyśliła się, że reszta znajduje się w innych pomieszczeniach.
Mogło to się wydawać dziwne, ale dziewczyna, mimo
kilkutygodniowej już znajomości, nie gościła jeszcze w domu Facundo. Zawsze
dotąd spotykali się na mieście, na hali, albo po prostu w domu Anto i Rosy, w
którym mieszkała także Ines (dziewczyna wciąż nie traktowała tamtego budynku
jako swojego własnego domu, wciąż czuła się tam dość obco).
Gdy wreszcie brązowooka był pewna, że nie straci równowagi i
nie dostanie zawrotów głowy, postanowiła wstać. Jeden krok, drugi, trzeci,
czwarty i po chwili była już przy lekko uchylonych drzwiach, tym samym lepiej
słysząc rozmowę dochodzącą z niedaleka.
- Nie rozumiem w ogóle co tu robisz. – usłyszała głośniejsze
niż dotychczas prychnięcie Conte, co mogło wskazywać tylko na to, że się
zdenerwował na swojego rozmówcę.
- Po prostu… Chciałem zobaczyć, czy wszystko ok. – inny głos
brzmiał znajomo, ale dopiero po chwili Ines zrozumiała, do kogo należy – do
Savaniego. Zmarszczyła brwi, a ból w skroniach tylko się wzmocnił. Dziewczyna
oparła się cicho o ścianę sypialni i zamknęła powieki, perfidnie podsłuchując. Prędzej
czy później musiała wyjść, by poprosić o jakieś tabletki, bo, jak już wcześniej
zauważyła, w pokoju nie było nic, co mogło jej się przydać. Nawet jej torebki.
Ale to mogło poczekać jeszcze kilkanaście sekund, prawda?
- Jest ok. – suchy ton Argentyńczyka wzbudził zdziwienie w
dziewczynie. Dotąd myślała, że mężczyźni są przyjaciółmi, albo przynajmniej
dobrymi kumplami, ale zachowanie Facundo wskazywało na zupełnie co innego. – A
teraz spierdalaj i nie mąć jej w głowie. – westchnął, a Ines wyobraziła sobie,
jak przeczesuje dłonią swoją fryzurę. – Dotąd myślałem, że będziecie super
parą, ale widząc, jak się wczoraj bawiłeś, chyba w to zwątpiłem. Lepiej żebyś
odszedł, zanim się obudzi, bo nie chcę się tłumaczyć z tego, dlaczego jesteś z
rana w moim domu.
- Jest środek dnia… - mruknął w odpowiedzi Cristian, ale
mimo to zaraz po jego słowach dziewczyna usłyszała kroki obu sportowców, a
następnie ciche pożegnanie i zamykane drzwi frontowe.
Dziewiętnastolatkę tak zainteresował fragment rozmowy między
mężczyznami, że nawet zapomniała o tym, że wciąż stoi obok uchylonych drzwi sypialni
niczym rasowy podsłuchiwacz, opierając się o chłodną strukturę ściany z
zamkniętymi oczami, łudząc się, że jeśli ona nic obecnie nie widzi, to nikt
inny jej nie zauważy. Albo może raczej nie bardzo rasowy, skoro tak szybko
została przyłapana przez Conte, zmierzającego do niej z tabletkami i wodą.
Prawdopodobnie był już gotowy do niej przyjść o wiele wcześniej, ale wizyta
Savaniego trochę go opóźniła.
- Dawno wstałaś? – ciemne brwi Argentyńczyka uniosły się na
widok dziewczyny, stojącej przed otwartą już drewnianą powłoką niczym słup soli
z zamglonym wzrokiem, jedną dłonią masującą pulsujące skronie. Miała szczęście,
że zdążyła jeszcze ruszyć się spod tej ściany – gdyby to zauważył, byłoby jej
jeszcze bardziej wstyd niż obecnie było. Brązowooka aż lekko drgnęła na
wcześniejszy widok odsuwających się drzwi i spłonęła lekkim rumieńcem, ale mimo
wszystko postanowiła nie dać po sobie poznać, że usłyszała chociażby słowo z
wcześniejszej rozmowy. Słyszała, jak z podjazdu odjeżdża auto, ale udawała, że
niczego się nie domyśla i miała nadzieję, że Facundo jej uwierzy, bo nie
chciała mu wyznawać, jak bardzo nie rozumie już tej całej gry. Bo może wcale
nie chodziło o nią? Może chodziło o jakąś inną Ines…
Cholera. Dlaczego ona próbowała udawać głupią? To właśnie o
nią chodziło. Ale dlaczego ona?
- Nie, przed chwilą. – wzruszyła ramionami, udając
beztroskę. Na widok szklanki wody w jednej i pudełka tabletek w drugiej
sportowca aż się uśmiechnęła, z wdzięcznością odbierając te rzeczy i idąc w
ślad za przyjacielem do salonu, w którym także jeszcze dotąd nie była. Nadal
udając beztroskę, spytała: - Miałeś jakiegoś gościa?
Siatkarz wręcz spiął się na słowa, które padły z ust
dziewczyny, ale tak szybko jak to zrobił, tak szybko się rozluźnił. Gdyby
nastolatka naprawdę była nieświadoma niczego, prawdopodobnie by tego nawet nie
zauważyła.
- Nie, a czemu pytasz? – odparł, siadając na ogromnej
kanapie, unikając wzroku szatynki. Ines musiałaby być idiotką, gdyby mu
uwierzyła. W tym momencie próbowała taką udawać, w duchu wywracając oczyma na
nieudolne próby aktorskie Argentyńczyka. Zdecydowanie dobrze wybrał, decydując
się na bycie sportowcem.
- Wydawało mi się, że z kimś rozmawiasz. – odpowiedziała,
połykając tabletkę, a następnie ją popijając. Na szczęście na stoliku do kawy
stała woda mineralna, dzięki czemu nalała do szklanki kolejną porcję mineralnej
cieczy. Okropnie chciało jej się pić, dopiero teraz sobie z tego zdała sprawę.
Nie musiała nawet unikać wzroku sportowca, bo sam to już robił, a także była
zajęta czymś innym, dzięki czemu udawanie, że nic nie wie o obecności Savaniego,
szło jej niezwykle łatwo.
- Rozmawiałem przez telefon. – mruknął Conte, co było
jeszcze gorszym kłamstwem od poprzedniego, bo jeszcze niedawno Ines widziała
jego telefon na parapecie w jego sypialni, w której sama dotąd się znajdowała i
w której była sama. A na korytarzu nie widziała żadnego telefonu stacjonarnego,
tak samo jak w salonie. Mimo to dziewiętnastolatka nadal postanowiła udawać
głupią.
- Aha. – mruknęła, po raz kolejny już dolewając wody do
szklanki. Najchętniej wypiłaby ją z gwinta, ale nie wiedziała czy nie wyjdzie
to na niekulturalne z jej strony.
- Co robiłaś wczoraj na tej imprezie? – spytał nagle po
chwili krótkiej ciszy między ich dwojgiem. Wreszcie to on nie musiał
odpowiadać, więc też nie musiał uciekać wzrokiem. Dlatego też lustrował teraz
jej twarz uważnie jak nigdy wcześniej.
Dziewczyna wreszcie odłożyła szklankę. Wszakże jeszcze w
butelce była odrobina wody, ale ona czuła, że jak na razie ma dosyć.
- No cóż, poszłam tam z Rosą i Anto. – odparła, rozglądając
się po salonie. Umeblowany był w podobnym stylu co sypialnia. Także znajdowała
się tu półka, choć troszkę mniejsza niż w sypialni, z trofeami sportowca. – Ale
one gdzieś sobie poszły, pewnie do swoich znajomych.
- I tak po prostu cię zostawiły? – dziewiętnastolatka nawet
nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć, iż był zaskoczony. – Nie mogły cię
wziąć ze sobą, poznać ze znajomymi i tak dalej?
Ines wzruszyła ramionami, po raz kolejny w ciągu kilkunastu,
a może i więcej, minut. W sumie dziewczyna nawet nie wiedziała ile już minut
minęło, odkąd się obudziła i usłyszała tamtą rozmowę. Kwadrans? Pół godziny? A
może jedynie pięć minut?
- Nie jestem osobą wartą poznania. – odparła bez jakiegokolwiek
smutku w głosie. Bo to była prawda. I
wcale jej to nie przeszkadzało. Było dobrze tak jak jest. Zresztą, brązowooką
wciąż dziwił fakt, iż Conte, tak uzdolniony siatkarz, tak popularna osoba, która
mogłaby poznać o wiele lepsze towarzystwo, chciał spędzać z nią czas. Albo że
wcześniej kłócił się o nią z drugim przystojniakiem. Nie, to była jakaś bajka.
Albo jej się przesłyszało i tak naprawdę chodziło o inną osobę i wcale nikt nie
użył jej imienia. Tak, naprawdę tak musiało być.
- Nawet tak nie gadaj. – syknął Conte. Dziewczyna poczuła,
że mężczyzna się do niej zbliżył. Teraz był cholernie blisko, ich uda się wręcz
ocierały o siebie. Mimo to nastolatka nadal wpatrywała się w jeden z
największych pucharów znajdujących się na półce wiszącej na ścianie. Jednak nie
potrwało to długo, bo siatkarz szybko, acz delikatnie, obrócił jej głowę, by
ich twarze mogły być naprzeciw siebie, bym mogli patrzeć sobie prosto w oczy.
- Nieważne. – wywróciła oczami po raz setny i uciekła
wzrokiem gdzieś nad jego brwiami. Jakoś tak ciężko było jej patrzeć prosto w
jego oczy. Ogółem nie lubiła kontaktu wzrokowego, zwłaszcza gdy rozmawia o
swoim życiu. – Zresztą, i tak znalazłam sobie własne towarzystwo, więc nie
widzę problemu. – uśmiechnęła się blado, ale jej mina szybko zmizerniała, bo na
jej słowa Argentyńczyk jak oparzony się odsunął. Nawet nie zauważyła, jak
przyjemny był jego dotyk i jak bardzo teraz spieprzyła sprawę.
- Widziałem. – westchnął przeciągle mężczyzna, opuszczając
dłoń na kanapę, a następnie gwałtownie wstając. Wcześniej jakby się zawahał,
patrząc na jej usta, ale to pewnie się Ines tylko wydawało, jak zwykle. – Kawa
czy herbata? – zapytał, nawet się nie odwracając, kierując się do kuchni.