Lot drugi: "Czy ja od dawna byłam taka głupia[...]?"


Żyj z całych sił
I uśmiechaj się do ludzi
Bo nie jesteś sam

1 październik 2010 rok, Turyn (Włochy), g.10:35 czasu lokalnego
                Siedziałam w moim, od niedawna, pokoju i jak zwykle patrzyłam się tępo w widok za oknem.  Była to moja rutynowana, a właściwie całodniowa czynność od ponad miesiąca. Od ponad miesiąca poza lotem z Ameryki Łacińskiej aż na Stary Kontynent, nie poczułam, jak to jest, gdy przychodzi ktoś do ciebie w odwiedziny; nie poczułam smaku włoskiej zabawy, na co wcześniej liczyłam przed planowanym przylotem.
                Kilka sekund zadecydowało o moim życiu. Jeden moment zadecydował o tym, jaka stałam się teraz – ponura, smutna, a przede wszystkim zgryźliwa i zamknięta w sobie. Jedna sekunda zadecydowała o mojej samotności.
                Próbowałam sobie przypomnieć moment wypadku w Brazylii, ale było to bardzo trudne – tą chwilę w mojej pamięci oplatała ciężka mgła, przez którą nie mogłam się przedrzeć, mimo kilkunastu prób. Po prostu tego nie pamiętałam.
                Pamiętałam natomiast bardzo dobrze okres w brazylijskim szpitalu. Pierwszy raz w życiu tam się nie znalazłam – nie tylko tym w Rio, ale i żadnym innym na świecie. To takie dziwne – przez całe dziewiętnaście lat marnego życia nigdy nie trafiłam do szpitala, ale będąc tam pierwszy raz, dowiedziałam się o straszliwej informacji, ale i również sama byłam mocno poturbowana. O wiele bardziej wolałabym jeździć do szpitala co miesiąc, co kilka tygodni, niż być ten jeden raz i zapamiętać ten moment do końca swojego życia.
                Informacja, o której się dowiedziałam w brazylijskim szpitalu, była dla mnie mocno szokująca i do tej pory nie przyjmuję jej do myśli. Bardzo nam przykro, ale niestety pozostałe dwie osoby przebywające w tym samym pojeździe co pani, nie przeżyły wypadku – niby normalne zdanie, ale jednak przywoływanie ich bardzo boli. Boli świadomość, że dwie najważniejsze osoby w moim życiu odeszły z tego świata.
                Westchnęłam, dotykając nieco wyschniętych liści jakiegoś kwiatka znajdującego się na parapecie. Jak zwykle zapomniałam podlać te nędzne roślinki. Ledwo pamiętałam o sobie, a co dopiero o kwiatkach! Babcia Stephanie jednak twardo wierzyła w to, że mając pod swoją opieką kilka roślin, moja depresja odejdzie w zapomniane. Nie było to jednak takie proste, a ja sama jakoś nie chciałam iść do ludzi i się uśmiechać. Nie umiałam. Wkurzało mnie to wszystko, najchętniej już dawno bym popełniła samobójstwo, ale wiedziałam, że oprócz moich rodziców są jeszcze osoby, na których mi zależy. Jedną z nich była babcia Stephanie.
                - Ines, kochanie, zejdź na śniadanie, bardzo cię proszę! – usłyszałam z oddali głos starszej kobiety, mojej babci. Mieszkałam u niej w domu od przyjazdu do Europy, bo nie miałam pojęcia, gdzie indziej mogę się zatrzymać. Mimo, że ta kobieta była moją babcią, bardzo słabo ją znałam – jako mała dziewczynka trzy razy spędzałam w tym samym domu, co teraz się znajdowałam, na wakacjach. Dwa razy spędzała tu święta Bożego Narodzenia. Poza tym w ogóle nie spędzałam czasu z babcią. Nawet z nią nie rozmawiałam przez telefon!
                Już od pierwszego dnia mojego przyjazdu, końcem sierpnia, babcia Stephanie próbowała bliżej mnie poznać i zainteresować swoim życiem codziennym. Jednak po tygodniu zrezygnowała, widząc mój brak chęci do życia. Pozostało jej tylko wciskanie w mój żołądek przepastnej ilości jedzenia – jak typowa babcia. Czułam, że jedząc włoskie żarcie i nie ruszając się nawet z własnego pokoju, popełniam okropny błąd i tracę swoją dawną, mega zgrabną sylwetę, ale miałam to gdzieś. Jedzenie pomagało mi zapominać o stracie rodziców i moim mało ciekawym życiu, a właściwie braku życia towarzyskiego.
                Z ociąganiem, ale i z lekką poprawą nastroju ruszyłam tyłek ze swojego pomieszczenia i zeszłam schodami na dół do kuchni. Będąc na klatce schodowej mój żołądek zaburczał z radości – poczułam zapach spaghetti z Pesto.
                - Cześć, babciu – przywitałam się ze staruszką lekko wymuszonym uśmiechem. Ucałowałam ją w policzek i usiadłam do stołu, z trudem hamując się, by nie pobiec  od razu.
                - Cześć, kochanie. Jak się czujesz? Smakuje ci? Zrobiłam specjalnie dla ciebie! – starsza kobieta usiadła naprzeciwko mnie, jak zwykle zasypując mnie gradem pytań i słów.
                - Smakuje mi, babciu, będę za tym tęsknić w Maceracie – skrzywiłam się lekko na wizję następnych miesięcy w nowym miejscu.
                Już pół roku wcześniej zostałam przyjęta na studia w małym włoskim miasteczku, a miałam je zacząć od poniedziałku, 4 października. Ten dzień zbliżał się coraz szybciej, a ja nie mogłam z tego zrezygnować, widząc, jak bardzo mojej babci zależy na tym, bym wreszcie wróciła do normalnego życia.
                - Sama będziesz mogła robić to danie, przecież ugotowanie makaronu jest bardzo proste – zaśmiała się staruszka – A właśnie, wracając do tematu Maceraty… Załatwiłam ci mieszkanie w tym miasteczku. – poinformowała mnie. W tym samym momencie miałam ochotę pacnąć się w czoło. Kurczę! Przecież nie wynajęłam, nawet nie poszukałam mieszkania, w którym miałabym mieszkać! Czy ja od dawna byłam taka głupia, czy zgłupiałam od tej depresji?!
                - Kurczę, babciu, dziękuję! Na śmierć zapomniałam! – uśmiechnęłam się z wdzięcznością do kobiety. Tak naprawdę nie byłam jej bardzo wdzięczna, ale gdyby nie ona, wylądowałabym na bruku.
                - Nie ma sprawy – odpowiedziała babcia – Tu masz adres. Będziesz mieszkać z jakimiś dwoma panienkami… Wybacz, nie znalazłam całkiem wolnego mieszkania dla  jednej osoby, a mieszkania wolne dla kilku były zbyt drogie. Będziesz musiała mieszkać z dwoma innymi osobami, i mam nadzieję, że dasz sobie radę… - wyciągnęła w moim kierunku małą kartkę zapełnioną informacjami docelowymi do mojego nowego domu. Trochę skrzywiłam się w myślach na wiadomość o współlokatorkach, ale nie było innej możliwości, tylko podziękowałam babci za wszystko. Dokończyłam szybko śniadanie i udałam się na górę.
                Jak zawsze usiadłam przed oknem i zaczęłam się wpatrywać w obiekty za oknem – ogródek porośnięty pięknymi roślinami, otoczony malutkim ogrodzeniem z drewna, a dalej ruchliwą ulicę. Moje myśli z powrotem jak bumerang powędrowały do wypadku, do użalania się nad moim życiem. Jak zawsze zaczęłam szlochać i rozdrapywać rany sprzed kilku tygodni.
                ***

Śpij, nocą śnij
Niech zły sen Cię nigdy więcej nie obudzi
Teraz śpij


                Kilka godzin później, zmęczona kolejnym atakiem depresji, z trudem przeniosłam się na łóżku, a właściwie rzuciłam się na nie.
                Byłam pewna o swoim zmęczeniu, ale leżąc już na miękkim materacu moje myśli, nie wiadomo czemu, powędrowały w stronę mojej przyszłości. Od ponad miesiąca mojego nowego życia nigdy o niej nie myślałam, ale tego piątkowego wieczoru zrobiłam wyjątek.
                Jak będzie na studiach? Jakie będą moje dwie współlokatorki? Jak się wobec nich zachowywać? Korzystając z rady babci – być miła czy przeciwnie – być naturalna, czyli gburowata, niemiła i nie rozmawiać z nimi?
                Tego wieczora postanowiłam sobie coś nowego .
                - Wyjdę z tej depresji dla ciebie, babciu. – pomyślałam na głos. – Zmienię się. Zapomnę o przyszłości. Zacznę marzyć. Tak, tak, pofrunę po marzenia! – powiedziałam już na głos, zdecydowanym tonem. – Co z tego, że nie po moje… - dodałam ciszej.
                I wtedy, pierwszy raz od kilku tygodni, uśmiechnęłam się szeroko.

Jak na deszczu łza
Cały ten świat nie znaczy nic a nic...
Chwila, która trwa
Może być najlepszą z Twoich chwil...


Skoro mam na dysku, to dodaję.
Och, tak, tak, jest dwójeczka! Trochę zaskakująca jak dla mnie, trochę dziwna.
Początki, początki… Trochę trudne, ale postaram się jak najszybciej Was czymś zainteresować. Do następnego!

6 komentarzy:

  1. Bardzo przyjemna dwójka.
    Mówią , że początki są najtrudniejsze , ale Ty jesteś przykładem na to , że interesująca fabuła i bohaterowie mogą powalić te mity.
    Wszystko rozkręca się powoli z drastycznymi informacjami w tle, ale już do drugim locie można wyrobić sobie zdanie na temat bohaterów.
    Ulubieniec na dzień dzisiejszy?
    Tajemnica! Jak się sprawdzi ujawnię;D
    A teraz pozostaje mi czekać na kolejny na informacje o którym czekam.

    http://die-glut-der-liebe.blogspot.com/
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego Ines nie chce spełniać swoich marzeń? Każdy człowiek marzy, ona też powinna. Ludzie powinny być zdrowymi egoistami. Ines obudź się!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. trafiłam na tego bloga niedawno, więc dopiero teraz komentuje, ale muszę przyznać że jestem pod wrażeniem! naprawdę mi się spodobało i jestem ciekawa jak losy naszej bohaterki się potoczą, mam nadzieję, że wszystko się ułoży, bo jej życie niestety nie jest w ostatnim czasie pasmem sukcesów ;c
    zyczę weny i czekam na następny :)
    + zostałaś nominowana do Liebster Award, więcej tutaj: http://dopokiwalczyszwygrywasz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, świetny rozdział ! ;3
    Zapraszam do siebie, historia na moim blogu dopiero ruszyła, więc byłabym wdzięczna gdybyś przeczytała i skomentowała na zachętę; http://we-can-start-it-all-over-again.blogspot.com/
    Z góry dziękuję ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej.
    Świetny blog!!
    Zapraszam do mnie.
    http://hopelessdreamalmostlover.blogspot.com/
    xx
    H.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że jeszcze coś tu napiszesz, bo ja czekam i czekam :D
    Co do rozdziału mam tylko jedno "ale", które pewnie Ci gdzieś umknęło czy coś :D
    Skrót od godzina to godz, bo skrót g, oznacza gramy, ale to taki nieistotny szczególik :D
    Czekam na więcej i mam nadzieję,że się tu szybciutko pojawisz :)

    OdpowiedzUsuń