Lot czwarty: "Cóż, jestem drugorzędnym towarem"

3 październik 2010 roku, godz.18:54 czasu lokalnego
- Niech ktoś pójdzie otworzyć! – Krzyknęła z łazienki Antonuella na odgłosy pukania do drzwi domu. – To pewnie Oscar!
Za godzinę miał zacząć się mecz, więc w domu trwały przygotowania do wyjścia. Rosa już w południe wymknęła się z domu mówiąc, że ma coś do załatwienia. Ines dobrze wiedziała, że to tylko wymówka, by nie iść na mecz. Kto normalny ma coś do załatwienia w niedzielę? W te dni we Włoszech było wszystko pozamykane…
Natomiast Anto przygotowywała się do meczu całe godziny, jakby był to nie wiadomo jaki bal, gdzie miałaby spotkać księcia na białym rumaku. W tym momencie właśnie zajmowała od godziny łazienkę, robiąc jakąś wymyślną fryzurę. Widocznie tak bardzo zależało jej na tym, by spodobać się swojemu chłopakowi, który właśnie pukał do drzwi. Już wcześniej Antonuella i Rosa umówiły się z nim, że po nie przyjedzie, ale Rosa korzystając z pierwszej lepszej okazji najnormalniej w świecie uciekła.
Zbliżając się do drzwi, Ines rozmyślała nad zachowaniem dziewczyn, których całkowicie nie mogła zrozumieć od ponad 24 godzin. Jedna usuwała się z pola widzenia przy najbliższej okazji, druga robiła wszystko, by każdy na nią patrzył z podziwem… Były zupełnie różne, a jednocześnie takie same – nie przepadały prawdopodobnie za Ines, która dobrze o tym wiedziała, ale mało ją to interesowało. Równie mało interesowało ją pierwsze wrażenie, jakie zostawi na chłopaku Anto. W końcu to chłopak Włoszki. Dlatego teraz otworzyła drzwi zamaszyście, nawet nie patrząc na to, kto stoi w progu, sama będąc jeszcze w szarych dresach i nieco rozczochranych włosach, ponieważ nie miała dostępu do łazienki od sporego czasu.
- Ciao, bella. – mruknął szatyn, opierając się o framugę drzwi. – Jestem Oscar, a to Caspar. – przedstawił się z uśmiechem nieco oniemiałej szatynce, podając jej ręke, a następnie przedstawiając kolegę, którego wcześniej Ines nie zauważyła, a nawet nie wiedziała, że będzie obecny. – A ty pewnie jesteś...
- Ines. – dziewczyna rozciągnęła wargi w wymuszonym uśmiechu, a następnie wpuściła obu mężczyzn do środka.
- Gdzie jest Rosa? – zapytał z ciekawością blondyn, rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie ma jej. – odpowiedziała Ines, wzruszając ramionami na zdziwiony wzrok Caspara. Widocznie to nie siatkówka była powodem ucieczki – skwitowała w myślach.
- Jak to nie ma, do cholery?! – warknął chłopak. – Umówiliśmy się!
- Caspar, uspokój się. – westchnął Oscar, kładąc rękę na ramieniu Caspara i sprawiając, że ten od razu zachował spokój. – Przecież ona i tak zawsze cię olewała…
Mając dość rozmowy chłopaków, Ines dopadła łazienkę, z której właśnie wyszła Antonuella i zaczęła przygotowania do wyjścia. Nie skupiała się jednak na tym tak samo, jak Włoszka. Nie zależało jej na wyglądzie. Od niedawna miała wszystko gdzieś.
***
- Czy to podwójna randka? – szepnął blondyn do ucha Ines, na co ta z trudem powstrzymała się od obrzydzenia. Nie przepadała, nie wiedząc czemu, za Casparem, ale nie chciała mu robić przykrości. Tego również nie wiedziała dlaczego. Nie chciała, żeby cierpiał, mimo że jeszcze niedawno była pewna, że nic jej nie obchodzi.
- Cóż, jestem drugorzędnym towarem, w zastępstwie za Rosę, ale jak chcesz, to tak. – mruknęła w odpowiedzi szatynka, nie kryjąc sarkazmu, który jednak Włoch bardzo dobrze ignorował. Widocznie chciał się pocieszyć po stracie blondynki.
- Gołąbki, jesteśmy na miejscu! – wykrzyknęła z radością Antonuella, która siedziała na miejscu dla pasażera, obok kierowcy, którym był Oscar.
Ines chciała już otworzyć drzwi i wyjść, ale powstrzymała ją silna ręka blondyna, oplątująca się wokół jej talii. W tym momencie poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie niż wcześniej. Chciała się wyrwać z tego uścisku, ale zamiast tego prawie jednocześnie wyszła z Casparem z pojazdu, wyglądając jak zakochana para.
***
Tuż po wejściu na halę Ines poczuła się lepiej, jakby wróciła do swojego domu. Brakowało jej siatkówki, przekonała się o tym dopiero w momencie, gdy zobaczyła rozgrzewających się siatkarzy na parkiecie. Jednak ten widok nie sprawił, że poczuła się smutna czy zła. Na widok odbijanej niekiedy piłki jej twarz się rozświetliła.
Przez cały mecz była jak w transie, co zauważył Caspar, postanawiając, że nigdy więcej jej nie weźmie na mecz. Jednak w tym momencie nie wiedział, że trafił na kolejną dziewczynę, która nie chce mieć z nim nic wspólnego. Blondyna mecz ani trochę nie interesował. Całą swoją uwagę skupił na szatynce, z błogim wyrazem twarzy obserwując jej wszystkie reakcje, co chwilę się do niej przytulając lub mrucząc do jej ucha jakieś pochlebne słowa. Zdecydowanie był kochliwym facetem.
Zachowanie Caspara nie przeszkadzało Ines w trakcie meczu, prawdopodobnie przez to, że po prostu nie zwracała na niego uwagi, jednak tuż po ostatnim gwizdku Włoch wisiał na jej ramieniu, jak jakiś idiota. Czuła się zażenowana sytuacją i nieźle wkurzona. W myślach błagała, by ktoś ją wyratował z sytuacji. Jak na zawołanie, odezwała się Antonuella, która stała obok z Oscarem. Tej dwójce robiło się szkoda Ines, ponieważ dobrze znali Caspara.
- Chcesz poznać tutejszych siatkarzy? Są całkiem mili. – zagaiła Włoszka, nie czekając na odpowiedź, ciągnąc szatynkę w stronę parkietu, gdzie kilku siatkarzy rozdawało autografy i robiło zdjęcia z fanami. W tym momencie Ines wywyższała Antonuellę najbardziej nad niebiosa, z zadowoleniem pozostawiając fukającego ze złością Caspara na fakt, że Oscar nie pozwolił mu zejść na parkiet z dziewczynami. Nie chciał, by szła między tych rosłych, blisko dwumetrowych, mężczyzn, mimo że znal ją dopiero kilka godzin – on chciał mieć ją już tylko dla siebie.
- Anto? – wykrzyknął z zaskoczeniem jeden  siatkarzy, który kierował się już ku wyjściu. Jednak po zobaczeniu szatynek, postanowił przywitać się z Włoszką i jej nową koleżanką. – Dawno cię nie było na meczu! Gdzieś ty się podziewała?
- Cześć, Matteo! – szatynka z uśmiechem przytuliła się do bardzo wysokiego sportowca, po chwili przypominając sobie o obecności Ines. – Matteo, chciałabym ci kogoś przedstawić. To jest Ines, moja kuzynka i nowa współlokatorka. Ines, to jest Matteo Martino, mój kumpel z dzieciństwa.
- Ciao. – wyszczerzył się siatkarz, na co szatynka odpowiedziała mu równie ogromnym uśmiechem. Był sympatyczny i było to widać z daleka. Emanował radością, pewnie dzięki temu, że jego zespół wygrał pierwszy mecz w sezonie.
- Ciao. Gratuluję wygranego meczu. – pochwaliła szatynka, na co zaskoczony przyjmujący podziękował, przyznając, że nie spodziewał się, że dziewczyna przyszła tu tylko dla siatkówki, na co ta pierwszy raz od kilku tygodni szczerze się roześmiała.
- Cristiaaaaan! – pisnęła Anto na widok jednego z siatkarzy, którzy zbliżyli się do naszej grupki, rzucając mu się na szyję. Mężczyzna w odpowiedzi zaśmiał się, przyciskając ją do siebie i… Całując ją mocno w usta.
Skołowana Ines patrzyła na całującą się parę, po chwili zerkając ukradiem na trybuny, gdzie powinni siedzieć Caspar i Oscar. Obu chłopaków nie było, a skołowanie szatynki rosło Nie wiedziała już nic.
Czy całowanie w usta to normalne przywitanie we Włoszech?

1 komentarz:

  1. Czytam, czytam i chcę więcej :) Pięknie piszesz. Są może malutkie błędy, ale nie przeszkadzają w zrozumieniu sensu całości. Czekam na next i zapraszam do mnie. Może zostaniesz na dłużej. (Dopiero zaczynam) Pozdrawiam.
    not-normal-world.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń