Lot trzeci: "Ona jest trochę dziwna, nie sądzisz?"

2 październik 2010 roku, Macerata (Włochy), godz. 15:34 czasu lokalnego
Ciepłe promienie słońca wprawiały wędrujących po ulicy ludzi w wesoły nastrój. Niestety z jednym wyjątkiem, którym była niska szatynka, obarczona bagażami.
To już tu – pomyślała Ines, patrząc to na adres zamieszczony na kartce, to na skromny budynek. Był to jednopiętrowy dom zbudowany z czerwonej cegły. Wyglądał zachęcająco, zwracając uwagę na otwarte okna, a w nich pięknie wyglądające kwiaty w doniczkach. Dodatkowo w tle powiewały jasne firany. Było ciepło, ale co jakiś czas wiał lekki wiatr, dając skórze przyjemne ochłodzenie.
Dziewiętnastolatka stała przed drewnianą furtką z bagażami znajdującymi się tuż obok, na kostce brukowej, i jak słup soli wpatrywała się w dom. Z zewnątrz wyglądała na spokojną, natomiast w środku aż drżała z przerażenia. Bała się wejść do środka. Bała się swojego nowego życia.
Wtem ze środka budynku, dzięki otwartym oknom, dało się usłyszeć wesołe śmiechy. Na ten odgłos Ines aż się wzdrygnęła, sama nie wiedząc czemu. Ten sam impuls sprawił, że zła na siebie, wreszcie ruszyła w stronę domu.
Dotarłszy do drzwi, z ulgą na chwilę odłożyła swoje bagaże i sięgnęła dłonią, naciskając dzwonek, znajdujący się po prawej stronie drzwi. Po krótkiej chwili w progu stanęła trochę wyższa od Ines blondynka. Na jej widok uśmiechnęła się szeroko.
- Oh, ciao!* - wykrzyknęła. – Avanti!* – dodała, otwierając szerzej drzwi.
- Grazie.* - odparła z łamaną mową włoską szatynka i weszła, targając za sobą bagaże.
Kobiety weszły do salonu, w którym znajdowała się jeszcze jedna dziewczyna - brunetka. Na widok Ines od razu się szeroko uśmiechnęła i poderwała z miejsca, jakby zobaczyła starą znajomą, na co szatynka ledwo powstrzymała się od skrzywionej miny. Nie chciała zrobić pierwszego złego wrażenia. Miała zamiar najpierw miło się przywitać, a następnie dać sobie ze współlokatorkami spokój, wymigując się studiami. Na razie musiała sobie poradzić ze swoimi chociaż częściowymi umiejętnościami aktorskimi.
- Jestem Antonuella! – wykrzyknęła brunetka, zamykając Ines w szczelnym uścisku. – Mów mi Anto. A ty jesteś Ines, prawda? – zapytała, na co szatynka zdołała jedynie kiwnąć głową.
- A ja jestem Rosa. – przywitała się blondynka.
- Babcia Steph informowała nas wczoraj o tym, że przyjedziesz. Podobno od poniedziałku zaczynasz studia? – zaczęła Antonuella. Jej pierwsze słowa wbiły w podłogę Ines, która z szeroko otwartymi oczyma spojrzała na obie dziewczyny. Włoszki na taką reakcję tylko się roześmiały. Ich śmiech był donośny i dźwięczny.
- Babcia ci nie powiedziała, co? – zachichotała Rosa.
- Ale o czym? – zdumiała się Ines, wypowiadając pierwsze słowa w nowym miejscu.
- Usiądź, to ci wszystko opowiemy. A potem pokażemy ci twój pokój! – uśmiechnęła się szeroko brunetka. Dziewiętnastolatka posłuchała jej rady i z niecierpliwością spojrzała na Włoszki.
- Myślisz, że można wynająć mieszkanie w jeden czy dwa dni? – zaczęła Rosa, na co Ines potrząsnęła jedynie głową. – No właśnie. A Babca Steph zadzwoniła do nas dopiero wczoraj, nawet nas nie pytając o zdanie.
- Co nie znaczy, że cię nie chciałyśmy tutaj. – wtrąciła Anto.
- Kim jest dla was babcia Stephanie? – zapytała, nie owijając w bawełnę szatynka. To było jedyne, co chciała w tym momencie wiedzieć. Czuła oszołomienie. Włoszki były bardzo gościnne, ale nieco tajemnicze, a jednocześnie bezpośrednie.
- No jak to kim?! – zapytała Antonuella, z charakterystyczną dla niej reakcją, czyli śmiechem. – Oczywiście, że babcią!
- Babcią? – Ines zmarszczyła brwi. Zachowywała się jak dziecko, bo myślała, że jej babcia ma tylko jedną wnuczkę. A prawda była taka, że ona nic nie wiedziała o życiu babci. Dotąd wiedziała tylko to, że żyje we Włoszech.
Jej babcia pochodziła z Kubańskiej rodziny, mieszkającej we Włoszech. Miała kilkoro dzieci, w tym ojca Ines. Natomiast jej ojciec wolał podróżować po świecie, niż konfrontować się ze swoją liczną rodziną. Sam za takim stylem życia nie przepadał, dlatego miał tylko jedną córkę.
- Oh, oczywiście, że babcią! Babcia Steph jest mamą dla mojej mamy i dla ojca Anto. – odparła Rosa. – Oprócz twojego ojca, mojej matki i ojca Antonuelli, babcia Steph ma jeszcze jednego syna, który mieszka na Kubie. Ma on dwóch synów, czyli my mamy dwóch kuzynów. Nazywają się Luca i Simone. – wyjaśniła blondynka. – Nie wiedziałaś o tym?
- Cóż… Nie miałam okazji. – wzruszyła ramionami dziewiętnastolatka. Po tym, jak Rosa wypowiedziała słowa „twój ojciec”, jej umiejętności aktorskie powoli malały, a pod powiekami niskiej szatynki zaczęły gromadzić się łzy. Ostatnie tygodnie znowu stanęły przed jej oczami. To nie był dobry moment. – Jestem zmęczona. Możecie wskazać mój pokój?
- Oh, oczywiście. – odpowiedziały chórem Włoszki i skierowały ją w stronę schodów. Nawet nie zauważyły walki szatynki z emocjami. A może nie chciały zauważyć? Ines nie chciała się nad tym zastanawiać. Jedyne, co chciała w tym momencie, to rzucić się na swoje własne łóżko i zrobić to, co ostatnio robiła przez całe tygodnie w domu babci – patrzeć w sufit i rozmyślać nad swoim życiem. Największym paradoksem było to, że mimo tylu godzin przemyśleń, jej życie stawało się coraz nudniejsze, ponieważ dziewiętnastolatka rozpamiętywała przeszłość, zamiast przyszłości.
Po chwili jej oczom ukazał się średniej wielkości pokój ze ścianami koloru zielonego. Na środku znajdował się puchaty dywan, a pod ścianami meble składające się z łóżka, szafy, pustych półek, komody i małego biurka pod oknem, które było otwarte na oścież. Na parapecie znajdowały się oczywiście kwiaty doniczkowe, a po bokach okna wisiały śnieżnobiałe firany, powiewając delikatnie na wietrze.
- Ładnie tu. – odparła Ines, starając się być miła. Faktycznie jej się podobało, ale nigdy nie zwracała aż tak wielkiej uwagi na wygląd pomieszczeń, by się zachwycać. Zrzuciła bagaże na podłogę pod wolną ścianą i spojrzała nieśmiało na dziewczyny, które od razu zrozumiały aluzję.
- Odpocznij. A jak zgłodniejesz, przyjdź na dół, na pewno znajdziesz kuchnię. To nie jest duży dom. – uśmiechnęła się Antonuella. Po chwili wraz z Rosą wyszły, zamykając cicho drzwi.
Ines, nie zdejmując z siebie ubrań, rzuciła się na łóżko i cicho szlochając, po chwili zasnęła.
***
- Ona jest trochę dziwna, nie sądzisz?- usłyszała Ines zza ściany. Nie, nie skradała się. Po prostu ostatnimi czasy przyzwyczaiła się do chodzenia cicho, co dawało czasami taki efekt, że inni domownicy jej nie słyszeli. Teraz korzystała z nowego talentu, by dowiedzieć się, co myślą o niej inni. Zawsze chciała umieć czytać w myślach, a podsłuchiwania nie ceniła negatywnie. Wręcz przeciwnie – zawsze uważała, że to nic złego, zwłaszcza gdy dowiadujesz się, co ktoś sądzi o tobie, i to zwykłym przypadkiem.
- W końcu miesiąc temu straciła rodziców. Dziwisz jej się? – szatynka nie widziała dziewczyn, ale zdołała poznać głos zwykle radosnej Antonuelli. Tym razem mówiła poważnym tonem, co było do niej trochę niepodobne i Ines z trudem poznała, że to ona.
- To trochę ponad miesiąc. W każdym razie babcia Steph mówiła wczoraj, że już uporała sobie z tym wszystkim. – westchnęła Rosa. – Nie mam ochoty mieszkać z jakąś nudziarą!
- Oj przestań, Ros. W przyszły weekend jakoś spróbujemy przekonać ją, by pojechała do babci. I wtedy zrobimy tą twoją wymarzoną imprezę, ok? – Ines nie miała ochoty więcej podsłuchiwać. Słowa raniły jej uszy. Poczuła się niechciana, i w żadnym wypadku nie chciała czuć się winna. Weszła do kuchni, przywołując na twarzy sztuczny uśmiech.
- Ktoś coś mówił o imprezie? – zawołała z udawanym entuzjazmem, a Włoszki uśmiechnęły się do niej, pewnie w myślach zastanawiając się, ile słów usłyszała. Dziewiętnastolatka nie chciała, by się dowiedziały, że słyszała wszystko. Planowała tę wiadomość zachować wyłącznie dla siebie.
- Oh… Nie… - zaczęła Anto.
- Planujemy zrobić imprezę w przyszły weekend z okazji rozpoczęcia roku studenckiego. Piszesz się na to? – zawołała Rosa z triumfalną miną spoglądająca na Antonuellę. Po chwili obie Włoszki patrzyły pytająco na Ines, która nie spodziewała się takiego pytania wprost.
- Oh… Pewnie. – odpowiedziała niepewnie, mimo że każda jej myśl mówiła zupełnie co innego. Próbowała grać i dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo się pogrąża. Dążyła w zupełnie innym kierunku, niż chciała.
Obie współlokatorki szatynki pisnęły głośno, by wyrazić swoją radość, jednocześnie podskakując w górę i zamykając Ines w szczelnym uścisku. Tej reakcji dziewiętnastolatka również się nie spodziewała.
- To znaczy… - zaczęła niepewnie.
- Super, że się zgodziłaś! Będzie fajnie, zobaczysz! – uśmiechnęła się szeroko Rosa. – Nigdy nie byłaś na włoskiej imprezie, prawda?
- Nie. – odpowiedziała Ines, siląc się na lekki ton. Odpuściła. Niech mają tę imprezę. Najwyżej gdzieś się ulotnię na ten czas – pomyślała.
- Na pewno się nie zawiedziesz! – zachichotała Anto, wracając do swojego humoru sprzed kilku godzin. – A żeby ci lepiej pokazać Włochy, jutro pójdziesz z nami na mecz, co ty na to? Mój chłopak załatwił cztery bilety, ale jego kumpel nie mógł pójść z nami i nie mamy co zrobić z tą jedną wejściówką, a szkoda byłoby stracić kasę. – popatrzyła błagalnie na szatynkę, na co ta zaczęła bić się z myślami. Znowu mam ulec? – pomyślała, wzdychając na głos. Uległa. Włoszki nie miały pojęcia, ale sport zawsze był jej słabością.
Jeszcze jako mała dziewczynka, gdy mieszkała z rodzicami kilka miesięcy w Rosji, uprawiała siatkówkę i mogłaby wgłębić się w tę dziedzinę sportu, gdyby nie jeden mały problem, którym był niski wzrost szatynki. Od tego czasu nie zafascynowała się żadnym sportem do tego stopnia, by coś trenować. Dawno też nie była na żadnym meczu.
- No dobrze… - zgodziła się, wywołując uśmiech na twarzach Włoszech. Nie wiedziała już, czy prawdziwy, czy też udawany, ale musiała przyznać się do jednego.
Pierwszy raz od dawna cieszyła się. Naprawdę odczuwała radość.


*Cześć, proszę wejść i dziękuję – w języku włoskim



Witam po dość długiej przerwie. Chyba wreszcie znalazłam czas na kontynuowanie tego opowiadania.
To tyle ode mnie na ten moment.
Dodatkowo chciałabym jeszcze zaprosić Was na wattpad!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz