19 listopad 2010 roku,
godz. 21:28
- Co? Jaka awantura? – zamarła, nie mogąc uwierzyć w to, co
słyszy. – Co się stało?
- Wyszliśmy szybko z imprezy zaraz jak się rozpętała, żeby
nie robić sobie problemów. – wzruszył ramionami Martino. – Ale z tego co wiem,
to ktoś się pobił. Nic dokładniej nie wiem.
Ines kiwnęła głową na znak, iż rozumie.
- Macie jakiś mecz wkrótce? – zapytała, zmieniając temat,
zaczynając powoli sprzątać blat. Miała jeszcze pół godziny do zamknięcia
lokalu, a w pomieszczeniu pozostała jedynie ona i czwórka siatkarzy.
- Tak. – Marchiali kiwnął głową z zapałem. – Z drużyną z
niższej części tabeli, więc może nawet wyjdę w szóstce. – poinformował z
szerokim uśmiechem.
- Och, super. – zaśmiała się brązowooka, wprawiając Włocha w
jeszcze większą radość. Prawdopodobnie przez alkohol krążący w jego żyłach, na
wszystko reagował impulsywnie, a radość okazywał bardziej niż zwykle. To wyglądało
zabawnie. – Dobra, chłopaki, zaraz zamykam, więc nie żeby coś, ale powoli
możecie się zmywać. – dodała patrząc na mężczyzn z szerokim uśmiechem na
twarzy, tym wyćwiczonym.
- Ok, spotkamy się jeszcze,
co nie? – zapytał Conte, na co szatynka pokiwała energicznie głową.
Siatkarze jeszcze zapłacili rachunek za swoje napoje i wyszli, głośno się
żegnając.
Mimo, że do zamknięcia pozostał jeszcze kwadrans, Ines
zamknęła szybko lokal, korzystając z braku klientów i czym prędzej wracając do
domu.
W trakcie rozmowy ze sportowcami cały czas się uśmiechała, ale
w podświadomości wciąż czuła zaniepokojenie tajemniczą awanturą i jak
najszybciej chciała dowiedzieć się, co się stało.
***
- Co tu się stało? – jęknęła szatynka, wchodząc do budynku.
Z zewnątrz wszystko wyglądało normalnie i nic nie
zapowiadało na widok, jaki zastała w środku. Porozrzucane meble w salonie,
niektóre nawet znajdujące się aż na korytarzu, różnego pochodzenia śmieci
walające się po podłodze.. Jednak najgorszym widokiem była ściana, gdzie oprócz
obdrapanej farby, znajdowały się elementy… Krwi. Ludzkiej krwi.
Pytanie zadała początkowo do siebie, ponieważ w
pomieszczeniu nie było nikogo. Dopiero w kuchni, która nie wyglądała lepiej niż
salon, zobaczyła sprzątającą z pochmurną miną Rosę.
- Mocniejsza impreza, niż zwykle, hmm? – zapytała blondynkę
z wysoko uniesionymi brwiami, opierając się o framugę kuchennych drzwi.
- Nie pytaj. – mruknęła Włoszka, unosząc na kilka sekund
wzrok na Ines, następnie ponownie wracając do sprzątania. – Chyba straciłam
chęć na imprezowanie.
- Pomóc ci? Gdzie Anto? Caspar? Oscar? – szatynka nie mogła
znieść widoku rozgoryczonej dziewczyny, więc postanowiła dołączyć się do
sprzątania, mimo iż przez tygodnie dotąd tego unikała jak ognia. Trzymała się
zasady „skoro nie byłam na imprezie, to nie muszę po tym sprzątać”, ale dzisiaj
postanowiła zrobić wyjątek. Przecież blondynka nie dałaby rady wszystkiego
posprzątać sama, a ona również musi mieć trochę czasu na studia. Im więcej rąk
do pomocy, tym szybszy koniec i lepszy efekt.
- Jak skończymy sprzątać, to ci wszystko opowiem. – mruknęła
Rosa. – Obiecuję. Tylko musisz wtedy usiąść, bo to naprawdę nie będzie
przyjemna opowieść. – dodała tajemniczo, wracając do sprzątania.
***
- A więc? – szatynka uniosła zrok, patrząc prosto w
niebieskie oczy Włoszki z wyczekiwaniem.
Dziewczyny uprzątnęły się ze sprzątaniem w trzy godziny.
Dochodziła już godzina 1 w nocy, ale one nie miały zamiaru iść spać,
przyrządzając sobie kawę. Brązowookiej wciąż do głowy wpadały coraz różniejsze
scenariusze, każdy jeszcze gorszy od poprzedniego. Nie mogła tego wytrzymać,
chciała dowiedzieć się prawdy, bo w końcu to nie zapowiadała się jakaś błaha
historyjka, skoro nawet na ścianie pojawiły się krople kwi i to wcale nie takie
mało widoczne.
Może nie do końca dom był wysprzątany, nie był to
perfekcyjny porządek, ale wreszcie śmieci na walały się pod nogami, a meble,
trochę uszkodzone, stały na swoich poprzednich miejscach. Krew udało się trochę
zmyć, ale ściana i tak potrzebowała malowania. Ines przez całe trzy godziny
wypytywała o Antonuellę i chłopaków, ale jedyne czego się dowiedziała to fakt,
iż nie ma ich w domu.
- Była awantura. – poinformowała Rosa, siorbiąc łyk kawy.
- To wiem. – prychnęła szatynka. – A coś dokładniej?
- Bójka. – ujęła krótko blondynka, co brązowooka przyjęła z
rozgoryczeniem. Trzy godziny czekała na lakoniczne odpowiedzi? – Właściwie, to
nie wiem co się dokładnie stało, bo byłam wtedy… Hmm, na dworze. Dopiero, gdy
przyjechała policja, pojęłam, że coś się stało. Pobiegłam do domu, a tam
zauważyłam zakrwawionego Oscara. – zmarszczyła brwi, odrobinę przymykając oczy,
jakby próbując sobie coś przypomnieć. – Zaatakował go podobno jakiś facet w
kapturze, szarej bluzie, tak przynajmniej dowiedziałam się od ludzi, którzy to
widzieli, ale jak przyszłam na miejsce, pochylał się nad nim jedynie Caspar, a
Antonuella gdzieś pobiegła. Tyle wiem. – wzruszyła ramionami.
- Ktoś zaatakował Oscara? Ale za co? – dziewiętnastolatka
zmarszczyła brwi, próbując rozgryźć zagadkę.
- Nie mam pojęcia. – westchnęła smutno Włoszka. – Najgorsze
jest to, że podejrzewają o to Caspara.
- Caspara? – Inesu niosła brwi. – A niby jakie motywy miałby
mieć Caspar, żeby go uderzyć?
- Zrozum logikę policji… Mi się jeszcze tego nie udało
zrobić.- zachichotała smutno Rosa. – W każdym razie nie wiem, został zabrany do
tymczasowego aresztu, sprawa ma się wyjaśnić. A teraz musimy czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz