Lot trzynasty: "Ta informacja odmieniła moje życie"

27 listopad 2010 roku, godz. 17:34 czasu lokalnego
Dni mijały, a sprawa afery w trakcie piątkowej imprezy nadal trzymała w napięciu każdą lokatorkę budynku, w którym odbyła się zabawa. Rosa miotała się z pomieszczenia do pomieszczenia, nadal nie dostając żadnej wiadomości od Caspara. Ines miała wrażenie, że między nimi stało się coś więcej niż zwykły flirt, ale gdy spytała, ta ją wyśmiała, mówiąc że to jej przyjaciel. Mimo to szatynka nadal podejrzewała swoje.
Natomiast Antonuella korzystała z każdej możliwej chwili, by spędzać czas przy Oscarze, który przebywał w szpitalu. Nie był w tragicznym stanie, ale musiał spędzić tam kilka dni dla pewności, że wszystko jest dobrze.
Następnego dnia po piątkowej imprezie nikt nawet nie wspomniał o kolejnej domówce; to samo stało się za tydzień. Ines wykorzystała dwudniowy urlop, by cieszyć się niezwykłą ciszą, bo podejrzewała, że to nie potrwa długo.
Dla Ines był to naprawdę genialny czas, oczywiście pomijając chłopaków dziewczyn, którzy znajdowali się w nietypowych dla nich miejscach. Caspar był jaki był, ale nigdy nie należał do grupy badboy’ów. Właściwie szatynka wątpiła, czy blondynowi udało się kiedykolwiek kogoś uderzyć poza kobietą – jeśli to w ogóle zrobił. Uwielbiał się narzucać swoją osobą, ale nie był agresywny. Natomiast Oscar – jego ocenić dziewiętnastolatka w żaden sposób nie umiała, bo po prostu zbyt słabo go znała. Owszem, zamienili z sobą więcej słów niż typowi znajomi z widzenia, ale ona nie znała nawet jego nazwiska, nie wspominając już o jego charakterze czy czymkolwiek innym.
Brązowooka właśnie leżała na kocu, który rozłożyła na trawie za domem, czytając książkę. Początkowo planowała czytać w salonie, ale tam nadal ściany były przybrudzone krwią – nikt nie miał czasu, ani ochoty na malowanie. Nawet jeśli przykryłaby krwiste plamy, nie mogłaby leżeć, spokojnie zagłębiając się w świat wyobraźni, mając w podświadomości wiedzę, iż jakiś czas wcześniej rozpętało się tu coś, co nie powinno się wydarzyć. Dlatego teraz leżała na brzuchu, opierając się łokciami o podłoże, kartkując co jakiś czas strony książki, która dziwnym sposobem w ogóle jej nie interesowała.
Ostatnimi dniami Ines nie umiała się skupić – ani na czytaniu, ani na nauce. Nawet w kawiarni przytrafiła się jej raz sytuacja, gdy zbiła filiżankę, na szczęście w okolicy wtedy nikogo nie było i była ot jedynie jedna sztuka. Ikt tego nie zdołał zauważyć, dzięki czemu szatynka nie miała uciętej pensji ani ni straciła pracy, czego bardzo się obawiała.
Jej myśli z książki bardzo szybko przefrunęły na marzenia, do krainy wyobraźni. Szatynka uśmiechnęła się, zamykając książkę, zakładając strony zakładką, a następnie zamykając oczy z cichym westchnięciem.
- Mamo, zdałam egzaminy! – krzyknęła do słuchawki, sprawiając, iż po drugiej stronie słuchawki usłyszała po chwili perlisty smiech rodzicielki.
- To cudownie, skarbie. – odparła z powagą po chwili matka. – Jesteśmy z ciebie tacy dumni! Już nie możemy się doczekać, aż wrócisz do nas na święta. Czekamy na ciebie z niecierpliwościa, na naszą córeczkę, studentkę… - westchnęła.
- To już za miesiąc, minie jak z bicza strzelił. – zapewniła Ines, przeciskając telefon mocniej do ucha. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy wyobraziła sobie, co zje, gdy wróci na czas świat Bożego Narodzenia do Brazylii. Uwielbiała te święta ze względu na rodzinną atmosferę, nawet jeżeli zawsze spędzała je tylko z mamą i tatą, ale i za stół pełen jedzenia. Uwielbiała jeść.
- No pewnie. – zaśmiała się rodzicielka brązowookiej. – Ale wiesz, że możesz zawsze wrócić ze swoim chłopakiem, prawda? Nie musisz się wstydzić… - zapewniła szybko, jakby bala się, że szatynka jej przerwie. – Wiesz, będzie raźniej.
- I tak jest mi dobrze w waszym towarzystwie. – uśmiechnęła się szeroko dziewiętnastolatka, wiedząc dobrze, że matka nie może tego widzieć, co momentalnie zepsuło jej humor, a kolejne słowa wprawiły ją w niemały szok.
- Tylko, że nas tam już nie będzie. Dlatego proszę cię, kochanie, znajdź sobie kogoś. Nie chcemy, byś była samotna.
- Ines? – dziewczyna otworzyła raptownie oczy, mrugając kilkukrotnie, by pozbyć się snu z powiek. Poczuła, że ma mokrą twarz, ale początkowo nie mogła zrozumieć, dlaczego. – No wreszcie… - dopiero teraz szatynka zauważyła, kto ją obudził, co wprawiło ją w osłupienie. Co on tu robił? – Boże, co się stało?
- Ja… - urwała, gdy zorientowała się, że mężczyzna kładzie swoje duże dłonie na jej policzkach, ścierając z jej policzków łzy. To był tak kojący dotyk, że miała ochotę bardziej się wtulić w te przyjemne ręce, ale zamiast tego momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej, odsuwając jak najdalej od Savaniego. – Co chcesz? – zapytała oschle, czego w ogóle nie planowała. Nie chciała wyjść na chamska, ale to zrobiła i nie mogła już tego cofnąć.
- Szukam Anto. – westchnął siatkarz, drapiąc się po karku. Dziewczyna również westchnęła. No jasne, można się było tego spodziewać, pomyślała kąśliwie.
- Nie ma jej. – odpowiedziała krótko, wstając z koca w zamiarze powrotu do budynku. Robiło się już ciemno. Nie wiedziała, ile czasu spędziła na dworze, ale to musiało być kilka dobrych godzin. – Jest w szpitalu. – dodała, przez co zastała przerażony wzrok sportowca.
- Coś jej się stało? – zapytał, również podnosząc się z miejsca, gdzie kucał. Dziewiętnastolatka zaśmiała się bez cienia radości, składając koc.
- Po prostu siedzi przy swoim chłopaku. – wzruszyła ramionami, biorąc także do ręki książkę i kierując się w stronę domu. Nie oglądała się za siebie, ale dobrze wiedziała, że Cristian idzie za nią.
- Od kiedy są razem? – zapytał, gdy weszli do środka.
- Nie mam pojęcia, ty ją dłużej znasz. – odparła szatynka, idąc do swojego pokoju. Sportowiec nadal nie opuszczał jej ani na krok.
- Właściwie to wychodzi na to, że ja jej w ogóle nie znam. – westchnął mężczyzna. – Tylko jej ciało znałem doskonale.
- Ta informacja odmieniła moje życie. – odparła sarkastycznie brązowooka, rzucając koc i książkę na łóżku, sama siadając na parapecie z wyczekiwaniem spoglądając na szatyna.
- Wiem. – uśmiechnął się półgębkiem, zajmując miejsce na łóżku. – Wygodny masz materac. – zauważył po chwili. Ines uniosła pytająco brwi.
- Nawet nie myśl, że cokolwiek będziesz na nim robił oprócz tego, że teraz na nim siedzisz. – zmarszczyła czoło, spoglądając na niego. Siatkarz od tygodni był dla niej człowiekiem zagadką. Najpierw kochanek Anto, potem narzeczony niemiłej blondynki, potem… Pantoflarz? A teraz… Teraz kim był? Zachowywał się trochę, jak najlepszy przyjaciel, który przyszedł porozmawiać z przyjaciółką o swoim problemie, na koniec proponując seks na poprawę nastroju.
Szatynka zastanawiała się nawet, czy byli znajomymi, a co dopiero przyjaciółmi.
- Nie jestem taki. – jęknął przeciągle Cristian, unosząc do góry dłonie. – Po prostu… Myślałem, że przyjdę i wytłumaczę wszystko Antonuelli. I to zakończę.

- No to brawo, rychło w czas. – prychnęła brązowooka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz