10 październik 2010
roku, godz. 12:26 czasu lokalnego
Ines usiadła na łóżku, kładąc obok siebie torbę w zamiarze
rozpakowania się. Dziwnie się czuła, mimo że właściwie znajdowała się w swoim
własnym pokoju. Nawet jeśli źle się czuła, mieszkając w tym budynku, akurat w
swojej sypialni powinna czuć się najlepiej. Mimo to, odczuwała wręcz sprzeczne
emocje, niż powinna.
Składała właśnie piżamę w zamiarze położenia jej pod
poduszkę, gdy do pokoju bez pukania wtargnęła Antonuella.
- O co chodzi? – szatynka popatrzyła na dziewczynę
zaskoczonym wzrokiem. Miała zamiar wtrącić coś o pukaniu do drzwi, ale
zrezygnowała. Nie chciała zrażać do siebie ludzi, w końcu wiedziała dobrze, że
zarówno brunetka, jak i blondynka nie przepadają za jej osobą.
- Jak było u Cristiana? – zapytała od niechcenia brunetka,
siadając obok szatynki na łóżku.
- Yyym… Dobrze – mruknęła w odpowiedzi dziewiętnastolatka,
delikatnie się jąkając. Nie wiedziała, co odpowiedzieć dziewczynie. Super, byłam w domu faceta, który nawet nie
był mną zainteresowany, co w sumie bardzo mnie cieszy, a z drugiej frustruje, no a potem rano poszedł na trening
i w domu zastała mnie jego narzeczona… To był świetnie spędzony czas.
- Jakieś szczegóły? – zaśmiała się brunetka. Czemu ona była
tak dociekliwa?
- Cóż… Wieczorem poszedł oglądać mecz, a ja czytałam
książkę… A rano poszedł na trening. Nie spędzaliśmy razem za dużo czasu – Ines
wzruszyła ramionami.
- To dobrze – wyszczerzyła się Włoszka. – Wiesz, w końcu on
mi się podoba, więc… - kaszlnęła. – Trzymaj swoje małe łapska z daleko od
niego!
Szatynka zaczęła się śmiać na słowa brunetki, dopiero po
chwili analizując całą sytuację. Szatyn był zaręczony, a jego domniemana
kochanka nic o tym nie wiedziała? Widocznie oboje przed sobą skrywali tajemnice
– Anto związek z Oscarem, a Cris związek z dosyć niewychowaną blondynką, której
imienia nawet nie poznała.
Właściwie życie we Włoszech od samego przyjazdu Ines zdawało
się być jakąś telenowelą na żywo. Tylko szkoda, że dziewczyna nie przepadała za
telenowelami, bo w innym wypadku bawiłaby się całkiem nieźle.
- Właściwie to on jest zaręczony – prychnęła
dziewiętnastolatka, patrząc na brunetkę – Nic ci nie powiedział?
Włoszka otworzyła szeroko swoje oczy z czekoladowymi wręcz
tęczówkami, patrząc z niedowierzaniem na szatynkę. Ta przegryzła wargę,
powstrzymując się od śmiechu. Kto by pomyślał, że tyle radości sprawi
powiedzenie prawdy komuś, kto sam ukrywał sekret!
- Pierdolisz – sapnęła brązowooka.
- Jak chcesz to jedź do domu Savaniego i sama się przekonaj
– mruknęła Ines – Dzisiaj jego narzeczona wróciła i uznała, że jestem ich nową
służącą… Ja nie wiem, skąd ona jest, skoro bez wahania uznaje wszystkich za
służących? Mieszkała na jakimś królewskim dworze, czy jak?
***
My heart wants to come
home
Kolejne dni mijały szatynce bardzo szybko. Sama czuła się,
jakby jechała jakimś bardzo szybkim pociągiem, nie mogąc się zatrzymać ani na
chwilkę. Codziennie musiała chodzić na wykłady, nie mogąc sobie za wiele
odpuścić, ponieważ to był sam początek. Dodatkowo zaczęła się rozglądać za
jakąś pracą, by w weekendy móc oderwać się od domu, gdzie tradycyjnie odbywały
się imprezy. Chciała połączyć przyjemne z pożytecznym – omijać jakże nielubiane
przez nią imprezy, spędzając czas w jakiejś przytulnej kawiarni i jeszcze
dostając za to pieniądze. Początkowo jednak nie było łatwo – dużo studentów już
kilka tygodni wcześniej poznajdywało sobie pracę i wszystkie miejsca były
pozajmowane. Dopiero po dwóch tygodniach chodzenia po mieście drugi weekend, w
każdej kawiarence pytając o pracę, co zabierało dość sporo czasu, ponieważ
nigdzie nie dostała od razu odpowiedzi „Nie”, tylko wręcz wkurzające „Proszę
poczekać, zawołam szefa”, który zjawiał się po półgodzinie i ze smutkiem
oznajmiał, iż „Przykro nam, ale nikogo nie szukamy do pracy”.
Na całe szczęście wreszcie dziewiętnastolatce udało się
znaleźć pracę, dzięki czemu stała się niezależna od swoich „przyjaciół”.
Dodatkowo zaczęła poznawać nowych ludzi na studiach, a także w trakcie swojej
pracy. Wisienką na torcie był fakt, że dzięki temu, iż dziewczyna była ciągle
zapracowana – a to nauką, a to pracą – nie musiała przypominać sobie o
zdarzeniach sprzed kilku tygodni, co pomogło jej trochę zwalczyć depresję. Mimo
to i tak czasami nachodziły ją napady płaczu w nocy, ale do tego zdążyła się
już przyzwyczaić.
- Ines, obsłuż tę parę pod oknem, ja muszę iść po coś na
zaplecze. – mruknęła Charlotta, dziewczyna, która akurat dzisiejszego dnia
pracowała z nią na tej samej zmianie. Dziewczyny się polubiły na tyle, by
czasami porozmawiać o pogodzie czy o czymś innym, ale nie stały się nikim
więcej niż koleżankami z pracy. Nie pasowały do siebie – każda miała inne
pasje, każda kształciła się na innym kierunku, każda też pochodziła z innego
państwa i każdą cechował inny charakter. Łączyła je tylko praca i to im
pasowało.
- Jasne. – szatynka uśmiechnęła się do brunetki, która
kierowała się już ku wejściu dla personelu, natomiast dziewiętnastolatka
odłożyła ścierkę na blat, którą wcześniej szorowała jeden z pustych stolików.
Było to niedzielne popołudnie, ale klientów nie było zbyt wielu. Większość
ludzi korzystało z pięknej pogody na świeżym powietrzu. Odpowiadało to
dziewczynie, ponieważ nie musiała biegać ze stolika do stolika. Dotąd zajmowała
się tym Char, doskonale sobie radząc, a brązowooka szatynka przyjęła do swoich
obowiązków sprzątanie stolików. Teraz jednak brunetka musiała na chwilę wyjść.
Ines odwróciła się jeszcze do barku, biorąc do ręki
niezbędny notesik oraz długopis i skierowała się do pary wskazanej wcześniej
przez koleżankę z pracy. Na twarz przywdziała wyuczony uśmiech, jednak
znajdując się kilka kroków od dwojga ludzi, zauważyła ich tożsamość. Kąciki ust
momentalnie opadły na dół. Dziewczyna na chwilę przystanęła, starając się nie
zwracać na siebie uwagi klientów, wzięła głęboki oddech i podeszła do kobiety i
mężczyzny, ozdabiając swoją twarz mniej udanym uśmiechem.
- Co podać? – stanęła przed ich stolikiem, patrząc to na
niego, to na nią. Oboje podnieśli swój wzrok na kelnerkę, rozpoznając jej
osobę.
- O, Ines, cześć. – uśmiechnął się szeroko szatyn. – Dawno
cię nie widziałem. Pracujesz tutaj?
- Tak. – dziewczyna posłała krótki uśmiech do siatkarza, po
chwili ponownie patrząc na obojga ludzi pytająco.
- Kawę i jakieś dobre ciastko. – odparła blondynka słodkim
głosem. – I dla Cristiana sama kawa. – uprzedziła, zanim Savani cokolwiek
zdążył wydusić.
- Dieta? – zaśmiała się dziewiętnastolatka, patrząc na
sportowca, na co ten jedynie zachichotał się, patrząc na swoje dłonie.
- Dziękujemy. – mruknęła zimno blondynka, której imienia
Ines nadal nie znała, dając jej znak, że powinna już iść. Dziewczyna
uśmiechnęła się jeszcze tylko pożegnalnie, by nie wyjść na niemiłą i odeszła,
przekazując zamówienie.
Nie czuła się dobrze w obecności zimnej niebieskookiej, ale
rozśmieszało j to, jak bardzo trzymała swojego narzeczonego na smyczy. To
wyglądało naprawdę niepokojąco, a zarazem zabawnie. Dziewczyna nigdy by nie
zgadła, że prawie dwumetrowy siatkarz może zgadzać się na wszystko, co zarządzi
jego dziewczyna, a właściwie przyszła żona. Na ostatniego słowo zakuło ją w
piersi, ale nie wiedziała, co to oznacza. Zignorowała to, niosąc parze
zamówienie. Wtedy już szatyn nie wypowiedział ani jednego słowa, natomiast blondynka
jedynie podziękowała. Brązowooka miała wrażenie, iż narzeczona sportowca robi
wszystko, by ten nie zwracał uwagi na swoją znajomą, która była jego „służącą”.
A może to tylko jej się wydawało? W każdym razie, odchodząc od stolika,
postanowiła już więcej nie próbować odzywać się do siatkarza.
Bo po co się produkować, skoro zawsze wychodzi na osobę narzucającą
się?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz