10 październik 2010
roku, godz. 11:30 czasu lokalnego
- Ja… - zaczęła, po chwili urywając.
Naprzeciw niej stała wysoka, szczupła blondynka o zielonych,
kocich oczach. Miała na sobie markowe ubrania, więc Ines domyśliła się, że nie
jest to ktoś przypadkowy. Prawdopodobnie naprawdę tu mieszkała. Obok niej stała
pokaźnych rozmiarów walizka. Czyżby wprowadzała się z powrotem? Była na
wakacjach? W delegacji?
- No, co się tak patrzysz? – warknęła blondynka. – Wpuść mnie
do mojego domu. – mówiąc to, nie czekała na gest szatynki, tylko sama wepchała
się do budynku, zostawiając za sobą walizkę. – Gdzie jest Cristian?
- Cristian jest na treningu. – wyszeptała zszokowana
szatynka. Jasnowłosa piękność była bardzo pewna siebie, czym onieśmielała
dziewczynę. Za każdym razem, gdy odwracała się w jej stronę, obdarzała ją
złowrogimi spojrzeniami.
- Czyli powinien wrócić za chwilę. – odetchnęła zielonooka.
Usiadła na kanapie, spoglądając z wyczekiwaniem na dziewiętnastolatkę. Ta
stanęła w progu salonu, patrząc pytająco na nieznajomą. Co miała zrobić? – No co
się tak patrzysz?
- Ja… - zaczęła Ines, ale ponownie jej przerwano.
- Przynieś walizkę do sypialni Cristiana. I zrób mi kawę!
Jestem zmęczona. – zażądała dziewczyna tak podniosłym tonem, że aż szatynka nie
zastanawiając się dłużej, poczęła wykonywać rozkazy.
Wcześniejszego wieczoru siatkarz pokazał jej cały budynek,
więc wiedziała, gdzie znajduje się sypialnia sportowca. Znajdowało się tam
dwuosobowe łóżko, więc nie powinno jej dziwić, że on jednak z kimś je dzieli.
Dziewiętnastolatka odłożyła ciężki bagaż obok łóżka, kierując się do kuchni,
gdzie zrobiła zażądaną wcześniej parującą ciecz w śnieżnobiałym kubku. Zaniosła
napój do salonu, gdzie od jakiegoś czasu siedziała blondynka.
- Dłużej się nie dało? – mruknęła z dezaprobatą. Zachowywała
się gorzej niż stara baba. Widocznie bogaci
ludzie tak mają. – Możesz już iść. – machnęła dłonią, co oznaczało, że
prawdopodobnie szatynka tylko truła powietrze w salonie, więc czym prędzej
udała się do swojego tymczasowego pokoju. Usiadła na łóżku, a nie mając ochoty
na nic, zaczęła bawić się swoimi palcami, splatając je, rozprostowując i tak w
kółko.
Kim była ta kobieta? Czyżby była to jakaś rodzina Savaniego?
Dziewczyna? Narzeczona? Nie miało to znaczenia. Ines już wiedziała, że nie jest
to miła osoba, a w każdym razie nie dla niespodziewanych osób w domu siatkarza.
Szatynka zaczęła pakować swoje rzeczy, bo wiedziała, że przyjemny czas w
mieszkaniu szatyna minął bezpowrotnie. Teraz tylko zależało jej, by ktoś
znalazł czas, by ją odwieźć.
***
- Jeszcze raz przepraszam za nią. – pojazd siatkarza
zatrzymał się przy podjeździe domu dziewczyn. Mężczyzna wysiadł z samochodu, a
szatynka poszła w jego ślady. Sportowiec wyciągnął walizkę z bagażnika, postanawiając
odnieść ją aż do pokoju dziewiętnastolatki w zadośćuczynieniu za zachowanie sprzed
kilkudziesięciu minut. – Naprawdę przepraszam. To moja narzeczona, widocznie
wzięła cię za służącą, a wiesz, że nie chciałem, żeby pomyślała coś gorszego.
Naprawdę nie chcę jej stracić.
- Planujecie ślub? – zapytała Ines, choć jej to w ogóle nie
obchodziło. W tym momencie czuła jedynie poniżenie.
- Hej, skarbie!
Wreszcie wróciłeś! – blondynka rzuciła się na szyję szatynowi, gdy ten,
zaskoczony ujrzał ją w salonie. Bardziej spodziewał się tam szatynki.
Jednocześnie zszokowała go reakcja dziewczyny, skoro zobaczyła w ich domu inną
dziewczynę. Jak to możliwe, że nie zaczęła mu jeszcze robić wyrzutów?
- Hej. – mruknął,
nadal nieco zaskoczony. – Czy nie miałaś wrócić dopiero pojutrze?
- Chciałam ci zrobić
niespodziankę – uśmiechnęła się szeroko. W tym momencie do salonu weszła niska
szatynka. Blondynka obrzuciła ją szybkim spojrzeniem, znowu całą uwagę kierując
na dwumetrowego faceta. – A właśnie, nie mówiłeś, że załatwiłeś służącą!
Szatyn zmarszczył
czoło, patrząc to na blondynkę, to na szatynkę, nic nie rozumiejąc. Po chwili
skojarzył fakty i z przepraszającym wzrokiem popatrzył na dziewiętnastolatkę,
która wyglądała, jakby chciała jak najszybciej uciec z tego budynku.
- Och, tak… To tylko
na ten czas, jak cię nie było. Wiesz, ktoś musiał zaopiekować się kwiatami i
tak dalej. – wymusił uśmiech, ale blondynka tego nie zauważyła, nadal szeroko
uśmiechając się do siatkarza. – A teraz odwiozę ją i zaraz wracam. Ok, skarbie?
– uśmiechnął się, całując zielonooką w czoło i odwracając się w stronę
dziewiętnastolatki. – Gotowa?
- Tak. – uśmiechnął się dwumetrowy mężczyzna. – W przyszłym
roku.
- Aha, to super. – mruknęła pod nosem, dziękując jeszcze
chłopakowi za przyniesienie bagażu i żegnając się.
Czemu poczuła się zawiedziona?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz