10 październik 2010
roku, godz. 9:02 czasu lokalnego
Ten poranek był zupełnie inny niż poprzedni dla dziewczyny.
Zawsze dotąd budziły ją odgłosy z kuchni, czyli zazwyczaj plotkujące Włoszki,
lub też świergot ptaków czy wpadające promienie słońca przez prześwitujące
zasłony wiszące w oknie. Tym razem było inaczej – szatynka obudziła się, ze
zdziwieniem przyjmując fakt, że po raz drugi z rzędu nie znajduje się w swoim
łóżku. Dopiero po minucie oprzytomniała, że spała w domu siatkarza, który sam
jej to zaproponował.
Poprzedniego wieczoru nie działo się nic ciekawego.
Ciristian pokazał Ines pokój, gdzie mogła przenocować, oprowadził ją szybko po
mieszkaniu, a następnie usiadł przed telewizorem z zamiarem obejrzenia jakiegoś
meczu. Typowy facet. Natomiast
dziewiętnastolatka zrobiła sobie gorącą herbatę i zaszyła się w swojej
tymczasowej sypialni z książką w dłoni. Tak spędziła czas, gdy w tym samym
momencie Antonella, Rosa, Caspar i Oscar prawdopodobnie zgadzali się na
dewastację domu w trakcie imprezy. Dziewczyna nie miała zamiaru pomagać im
sprzątać następnego dnia.
Szatynka wstała z łóżka, przeciągając się. Z uśmiechem
przeleciała wzrokiem po całym pokoju, widząc więcej szczegółów niż przed
kilkoma godzinami, gdy ściany oświetlało sztuczne światło. Już miała podejść do
drzwi, gdy ubiegł ją w tym siatkarz. Uchylił delikatnie drewnianą powłokę, a w
tym miejscu po chwili ukazała się jego czarna czupryna. Na twarzy pojawił się
nieśmiały uśmiech, gdy zobaczył, że dziewczyna stoi przed łóżkiem.
- Cześć. – przywitał się, poszerzając uśmiech. – Zapraszam
na śniadanie!
Dziewczyna z zaskoczeniem oddała uśmiech, kierując się za
blisko dwumetrowym mężczyzną do kuchni. W ciągu tych kilku godzin zdążyła się
tu poczuć bardziej jak u siebie niż w domu u Rosy i Anto, przez co czuła się
bardzo dziwnie. W końcu prawie nie znała siatkarza. Zamieniła z nim bardzo
niewiele słów, a czuła się z nim bardziej związana niż ze swoimi kuzynkami. Czy
to nie dziwne?
- Mam nadzieję, że ci będzie smakować. – uśmiechnął się
znowu szatyn. Dziewczyna tylko przełknęła ślinę na smakowity wygląd jedzenia na
talerzu, a następnie ponownie skierowała wzrok na chłopaka.
- Na pewno. – zapewniła. – Słyszałam, że Włosi to świetni
kucharze. – zagaiła.
- Nie wiem, być może jestem wyjątkiem od reguły. – wzruszył
ramionami. Zaczął sprzątać blat kuchni, gdzie wcześniej prawdopodobnie
przygotowywał jedzenie.
- A ty nie jesz? – zdziwiła się szatynka.
- Jadłem wcześniej. – mruknął Włoch, stojąc tyłem do niej i
nadal sprzątając. – Teraz muszę iść na trening. Zostawię ci klucze. Chyba nie
chcesz jeszcze wracać do swojego domu? – zapytał, odwracając głowę w jej
stronę.
Uśmiechnęła się nieśmiało. Nie chciała się narzucać, ale nie
miała ochoty w ogóle wracać do tamtego budynku. Tego jednak nie miała odwagi
wyznać.
- Jeśli ci to nie przeszkadza… - wymamrotała, biorąc kęs
jedzenia.
- Nie no, co ty. Żaden problem – uśmiechnął się szatyn,
rzucając z lekkością kluczyki na stół tuż obok talerza Ines. – Wracam za jakieś
3-4 godziny. Trzymaj się i nie rozsadź mi domu. – zażartował, na co dziewczyna
jedynie wywróciła oczami.
***
Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Szwendała się po obcym
budynku, nie mając do kogo wypowiedzieć słowa. Nie miała ochoty czytać, ani też
oglądać telewizji. Czuła potrzebę rozmowy, ale dobrze wiedziała, że teraz
właściwie nie ma już na świecie osoby, która by o niej non stop myślała i się o
nią martwiła. Nawet jeśli przez jakiś czas tą osobą była babcia Stephanie, to
nie mogła ją nazwać kimś bardzo bliskim, bo znała ją bardzo słabo. Zawsze
najbliższymi osobami w jej życiu byli rodzice. Po raz kolejny poczuła pustkę,
ból, jakby ktoś uciął jej rękę czy nogę, a ona musiała poradzić sobie bez tej
części ciała w kolejnych latach życia.
Wyciągnęła właśnie jakiś album ze zdjęciami Cristiana i
zamierzała je oglądać, w tajemnicy przed siatkarzem, ale tę czynność przerwał
jej krótki, acz znaczący dzwonek do drzwi. Tak ją ten odgłos przestraszył, że
aż album wypadł jej z rąk, robiąc przy tym dużo hałasu. Tym samym oznajmiła
gościowi swoją obecność. Nie mogła już udawać, że nikogo nie ma. Była taka
głupia.
Odłożyła album na swoje miejsce, by Savani nie zauważył, że
wcześniej tam grzebała i szybko popędziła na dół do drzwi frontowych. Dopiero
dochodziła 11:30, więc to nie mógł być siatkarz. On miał najwcześniej wrócić o
12. Nie wierzyła, żeby skrócił mu się trening. To musiał być kto inny.
Westchnęła, otwierając drzwi.
- Kim jesteś i co robisz w moim domu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz