9 październik 2010
roku, godz. 15:36 czasu lokalnego
Ines uchyliła delikatnie powieki. Miała bardzo wyczulony
zmysł wzroku, dlatego słońce wpadające przez niedociągnięte zasłony niezwykle
ją drażniło, a także sprawiło, że szybko musiała zamknąć oczy. Po chwili jednak
zdołała się przyzwyczaić do blasku słońca, dzięki czemu mogła rozejrzeć się po
pokoju. Poczuła się niekomfortowo, gdy zauważyła, że nie śpi w swoim łóżku,
lecz w nieznanym jej dotąd pomieszczeniu, dość zabałaganionym.
Postanowiła wstać z łóżka i rozejrzeć się, gdzie się
znajduje. Czynność utrudnił jej nasilający się ból głowy. Tuż po tym, jak
wstała, poczuła niesamowicie silny ból pod czaszką, a po chwili musiała przytrzymać
się rękoma za ścianę, gdyż zaczęło jej ciemnieć pod oczami, a jednocześnie być
niedobrze. Gdyby tylko miała coś w żołądku, mogłaby teraz zwrócić, ale w podświadomości
czuła, że zrobiła to już kilka godzin wcześniej.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, starając się nie ruszać
głową zbyt często, ponieważ każdy ruch nasilał ból. Znajdowała się w zwykłym pomieszczeniu
– beżowe ściany, podłoga pokryta jasnymi drewnianymi panelami, okno wychodzące na podwórko, które było aktualnie
zaśmiecone. Pokój również nie należał do najczystszych. Po podłodze walały się
puszki po piwie, opakowania po papierosach lub też czymś, czego Ines nawet nie
chciała znać. Ku zdziwieniu i obrzydzeniu szatynki, pod oknem znajdowały się
również czerwone kobiece stringi. Po znalezieniu tego niezwykle ciekawego
przedmiotu dziewczyna zaprzestała rozglądania się po pokoju.
Zaczęła sobie przypominać zdarzenia z minionej nocy: przerwana
drzemka, taniec z Casparem, jeden łyk alkoholu, drugi, trzeci, kolejny… Aż
pamięć zaczęła zawodzić. Leżenie na
schodach…? Krzyk Caspara, dobijającego się do jej pokoju…? Tylko przelotne
momenty zaczęły się pojawiać w głowie dziewiętnastolatki, ale za nic nie umiała
tego poukładać w całość.
Skąd znalazła się w innym pomieszczeniu, skoro przez mgłę
pamiętała, jak blondyn walił pięściami w drzwi kierujące do jej własnych
czterech ścian? Swoją drogą, dlaczego nie mógł się tam dostać? Przecież Ines
nie zdołała wcześniej zamknąć drzwi na klucz.
Stojąc tak na środku pomieszczenia, w którym nie wiadomo
jakim sposobem się znalazła, z ogromnym bólem głowy, pośród śmieci i własnych myśli,
do pokoju wtargnęła Rosa. Na widok szatynki łapiącej się za głowę i nieźle
skrzywionej skrzypieniem drzwi, które spowodowało wejście blondynki, na twarzy
Włoszki pojawił się szeroki uśmiech.
- Czyżby niezły kac cię dopadł? Już myślałam, że nigdy się
nie obudzisz! – zaszczebiotała, co lekko zdenerwowało Ines. Jakim cudem ona
miała tak świetny humor i nic ją nie bolało? Na pytający wzrok szatynki, Rosa
tylko wzruszyła ramionami, jakby czytając w myślach dziewczynie. – Lata praktyki.
Można ująć, że mam mocną głowę. Chodź, zjesz coś i weźmiesz tabletki, może
przejdzie.
Zanim obie dziewczyny znalazły się w kuchni, musiały przejść
przez pomieszczenia gdzieniegdzie totalnie zaśmiecone. W niektórych miejscach
nawet trudno było zobaczyć fakturę paneli podłogowych czy płytek, znajdujących
się pod grubą stertą śmieci. Ines nawet nie chciała wiedzieć, co się tam
znajduje, w obawie przed znalezieniem kolejnego skrawka bielizny.
W budynku panowała cisza, co tylko wpływało na korzyść
szatynki i jej ogromnego kaca. Mimo to zastanawiała się, gdzie pojawiła się
chociażby Antonella czy Caspar i Oscar. W końcu była pewna, że chłopaki na noc
nie będą uciekać do swoich domów, a nawet będą nieźle hałasować z dziewczynami
i utrudniać sen dziewiętnastolatce.
- Gdzie są chłopaki i Anto? – wychrypiała swoje myśli na głos,
po konsumpcji szybkiego spaghetti wykonanego przez Włoszkę. Następnie dopadła
butelkę wody i buteleczkę z tabletkami, spoglądając z ciekawością na blondynkę.
- Anto gdzieś się zmyła. Caspar śpi. Oscar nie został na
noc, nie wiem czemu. Za to nawet nie wiesz kogo znalazłam przygnębionego! –
zapiszczała Włoszka, na co Ines zareagowała skrzywieniem ust. – Biedaczek, może
go jakaś dziewczyna zostawiła, nie wiem. W każdym razie śpi na kanapie w salonie.
Zaciekawiona szatynka wstała z wysokiego krzesła przy
wysepce na środku kuchni, kierując się ku położonemu w sąsiedztwie salonu. Ostrożnie zajrzała, wychylając
się zza ściany i zamarła. Co tu robił kochanek
Antonelli?
***
Tego samego dnia,
godz. 18:22 czasu lokalnego
Ines chciała spędzić sobotnie popołudnie na sprzątaniu domu,
ale Rosa szybko ten pomysł wybiła jej z głowy tłumacząc, że tego samego dnia
wieczorem odbędzie się kolejna impreza, na co dziewczyna zareagowała jedynie
głośnym jękiem zawodu. Nie miała siły na kolejną imprezę. Ku jej zdziwieniu
tylko ona była takiego zdania. Caspar, Anto, a także powracający niewiadomo skąd
Oscar byli w takim stanie, jakby wczorajszego dnia nic takiego się nie stało.
Cristian obudził się na samym końcu, a przyczyna jego
pobudki był narastający harmider w całym domu. Chłopaki próbowali jak
najszybciej zrobić porządek w każdym pomieszczeniu – jedynie kopiąc śmieci pod
ścianę, natomiast Rosa i Anto zaczęły szykować się o kolejnej imprezy. Ines
jednakże zastanawiała się, co zrobić, by jej uniknąć. Po jednym dniu, właściwie nocy, miała dosyć studenckich imprez.
Przyzwyczajona do stanu dziewczyn i chłopaków, nie zdziwiło
Ines to, iż także siatkarz nie miał dużego kaca. Mimo tego, że Anto, Rosa,
Caspar, a także Oscar nie mieli bólów głowy, pili wodę mineralną, jakby tego
nie robili przez miesiące. Natomiast Cristian tylko przyglądał się temu z góry,
z widocznym rozbawieniem na twarzy. Czyżby
nie pił poprzedniego wieczoru?
- Ines, ubierz się dzisiaj jakoś lepiej, może wreszcie ktoś
więcej się tobą zainteresuje niż Cas. – szepnęła mi do ucha Anto, na co szatynka
momentalnie się spięła.
- A stanie się cos, jeśli mnie nie będzie? – zapytała ostrożnie,
obserwując wyraz twarzy Włoszki.
- No wiesz?! Chcesz mnie zostawić? – żachnął się Caspar
- Po prostu nie mam siły – wyjaśniła, wzdychając ciężko. –
Chcę odpocząć. Ten tydzień mnie wykończył, a dodatkowo wczoraj nie było za
ciekawie…
- Ale gdzie pójdziesz? Przecież nikogo nie znasz w Maceracie
oprócz nas. – wtrącił się Oscar
- Jak chcesz, możesz pójść do mnie. – odezwał się siatkarz,
dotąd jedynie przysłuchujący się całej konwersacji. Na te słowa 5 zszokowanych
par oczu zwróciło uwagę na wysokiego szatyna, na co ten tylko wzruszył
ramionami, uśmiechając się. – Nie bój się, nie zgwałcę cię. – zaśmiał się.
- No nie wiem czy to dobry pomysł... – wtrącił Caspar, cały
czerwony, zdobywając wreszcie zainteresowanie Ines i Cristiana. – W końcu się
nie znacie…
- Jestem Cristian Savani. – Włoch wyciągnął rękę w stronę
dziewiętnastolatki, na co dziewczyna ochoczo ją uściskała. Dłoń siatkarza była dwa
razy większa niż Ines, ale nikt na to nie zwrócił uwagi. – Miło mi cię poznać,
Ines.
- Mi też. – uśmiechnęła się do Savaniego, następnie odwracając
głowę w stronę wściekłego blondyna. Cristian zrobił to samo, z satysfakcją
obserwując jego reakcję.
- Widzisz, teraz już się znamy. Nie masz się czego bać.
***
Tego samego dnia,
godz. 19:09
Z pośpiechem pakowała ostatnią książkę do torby. Spakowała
właściwie wszystko, co było możliwe, oprócz ciuchów, które zostały w jej
szafie. Nie miała pojęcia, co będzie robić w mieszkaniu siatkarza, dlatego
postarała się być gotowa na wszystko.
- Gotowa? – usłyszała za plecami znajomy głos mężczyzny.
Zapięła zamek torby, sięgając jeszcze po telefon leżący na stole i odwracając
się do szatyna z uśmiechem.
- Gotowa.
Po wymienieniu między sobą tego jednego słowa, Ines
zarzuciła sobie na ramię pasek torby i ruszyła za szatynem. Po wyjściu z
budynku oboje skierowali się w stronę podjazdu, gdzie znajdowało się czarne
BMW. Sportowiec z uśmiechem otworzył dziewczynie drzwi od strony pasażera, a
gdy dziewiętnastolatka wsiadła do pojazdu, zamknął je i szybko znalazł się po
stronie kierowcy.
- Dlaczego nie zostaniesz na imprezie? – po długim dla
szatynki milczeniu, Ines postanowiła wreszcie się odezwać. – Widzę, że nie
jesteś w aż tak beznadziejnym stanie jak ja.
- Pojutrze mam mecz, a jutro trening. Dzisiaj miałem jeden
dzień wolnego, więc skorzystałem. – odpowiedział zdawkowo, nie patrząc na
dziewczynę, lecz na drogę znajdującą się przed obojgiem. Szatynka jednak nie odwracała
wzroku od mężczyzny.
- Rozumiem. – mruknęła pod nosem, przenosząc wreszcie wzrok
na krajobraz rozprzestrzeniający się za oknem samochodu.
Droga z domu Anto i Rosy do mieszkania, a raczej małego
domku Savaniego, znajdującego się na przedmieściach Maceraty trwała około
kwadransa. Szatyn zaparkował za budynkiem, który był dość skromnej budowy, zbudowany
z czerwonej cegły. Gdyby Ines nie wiedziała, kto tu mieszka, nigdy nie uwierzyłaby,
że to dom siatkarza, całkiem popularnego w świecie sportu.
- Rozgość się. – dumny szatyn oprowadził dziewiętnastolatkę po
małym domu, dużo mniejszym niż budynek w którym dotąd dziewczyna mieszkała. –
Kawy? Herbaty?
- Dziękuję. – uśmiechnęła się, zrzucając swój bagaż na sofę znajdującą
się na środku przytulnego salonu, którego ściany były w większości ozdobione
fotografiami lub obrazami. Po jednej stronie znajdował się kominek, który
aktualnie był zimny. Ines zastanawiała się, po co Włochowi kominek, skoro w
jego kraju zazwyczaj było ciepło. Na ścianach również znajdowały się półki z
trofeami z najmłodszych lat siatkarza, ale także te najnowsze, jak statuetka
najlepszego zagrywającego Pucharu Challenge z sezonu 2009/10.
I tak oto Ines spędziła spokojny wieczór w mieszkaniu tego,
od którego pomocy najmniej się spodziewała.*
Nie wiem, kiedy Lot ósmy, bo jeszcze go nie napisałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz