Lot piętnasty: "Patrz, kogo ci tu przywlekliśmy!"

- Tak się rozwiązuje problemy? – prychnęła szatynka, krzyżując ręce na piersiach.
Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie widziała. Miała wrażenie, że to jest tylko jakiś śmieszny sen. Nie, to nie był koszmar – koszmary były z natury przerażające, a ta scena mogła ją jedynie bawić lub irytować. Albo wzbudzać obie emocje jednocześnie.
Oparła się o chłodną strukturę drewna, lekko trzęsąc się od kontrolowanego śmiechu.
No bo jak miała zareagować, widząc swoją kuzynkę i siatkarza w JEJ własnym łóżku?
***
- Już więcej nie zasnę w tym łóżku. – mruknęła pod nosem dziewczyna, bez namysłu od kilku minut wciąż mieszając kawę łyżeczką. Wpatrywała się w jasny kubek z pobudzającą cieczą w środku, by nie patrzeć na obecnych w tym samym pomieszczeniu. Czuła jednocześnie rozczarowanie, obrzydzenie, ale i też po części rozbawienie. Tylko szkoda, że te negatywne emocje przeważały.
- Nic nie zdążyliśmy zrobić, serio! – jęknęła przeciągle Antonuella, przymykając oczy. – Z resztą… Po tym, jak przyszłaś i potem znowu nas zostawiłaś, Cristian jakby się zmienił. Nie wiem czemu wyskoczył z łóżka jak oparzony, jakby nie wiedział wcześniej co robi. – przełknęła głośno ślinę, walcząc z napływającymi łzami. – I powiedział tylko, że to koniec. I uciekł. Jak najnormalniejszy, pieprzony tchórz.
- A co myślałaś? – wtrąciła Rosa, siadając między dziewczynami, na stoliku do kawy stawiając ciastka. – Że zrezygnuje ze Stelli, przerwie zaręczyny i z tego układu, w jakim byliście, czyli z niezobowiązującego seksu będzie chciał nagle założyć rodzinę? Błagam, Anto! Nawet takie żyrafy jak on chowają głowy w piasek, jak strusie.
Ines wzniosła oczy do sufitu, mając dosyć tej niebywale nieprzyjemnej dla niej konwersacji. Wprawdzie uważała podobnie jak Rosa, ale nie chciała wałkować tego tematu. Wystarczała jej już scenka sprzed kilku godzin.
Za każdym razem, gdy zamykała powieki, przed jej oczami stawał obraz prawdopodobnie nagiej pary pod jej własna pościelą. Dziewczyna nie mogła przestać myśleć o tym, czy może Włosi wcześniej już tego tam nie robili, a ona niczemu nieświadoma spokojnie spała każdej nocy, przytulając się do, miała taką nadzieję, czystej pościeli.
Oczywiście tuż po wyjściu siatkarza z budynku, a blondynki z sypialni, szatynka bez wahania ściągnęła pościel z łóżka wraz z prześcieradłem, by ją zmienić, dodatkowo wietrząc pokój szeroko otwartymi oknami. Nic to jednak nie pomogło. Dziewczyna nadal czuła obrzydzenie, nawet jedynie znajdując się w TYM pokoju.
- Gdzie Oscar? – dziewiętnastolatka przypomniała sobie nagle o obecności chłopaka brunetki, który jeszcze niedawno znajdował się w najbliższych pomieszczeniach. Jednak od pamiętnej sceny w sypialni Ines, blondyn zniknął. Ptanie o chłopaka służyło też dziewczynie za dobry temat, by zmienić kierunek rozmowy.
- Poszedł spać. – wyjaśniła krótko Włoszka, wzruszając ramionami. – Był zmęczony po tym dniu, w ogóle po tych dniach w szpitalu. Niby tam wciąż spał, a jednak… - urwała, zmyślając się.
- To dobrze, że odpoczywa. – Antonuella próbowała kontynuować rozmowę, ponieważ po słowach Rosy zapanowała nagła, na pewno nienależąca do przyjemnych, cisza. Nie udało się jej to jednak, więc szybko wróciła do wcześniejszego tematu, zwracając się do szatynki. – Ines, możesz spać u mnie, jeśli chcesz…  zaproponowała cicho, sama chyba nie wierząc w swoje własne słowa.
- Ok. – w odpowiedzi dziewiętnastolatka uśmiechnęła się szeroko, wywołując zaskoczenie na twarzy Anto. To ją dodatkowo rozbawiło. Dobrze wiedziała, że dziewczyna zaproponowała to z grzeczności i nie oczekiwała zgody, a raczej zdania typu „Dziękuje, ale nie”. Cóż, sama się w to wkopała.
***
Grudzień. Święta nadchodziły wielkimi krokami, ale o tym Ines starała się myśleć jak najmniej. Tyle samo czasu poświęcała sytuacji z Antonuellą, Cristianem, a nawet Oscarem, Rosą i Casparem. Starała się poświęcać wszystkie myśli nauce oraz swojej pracy, w której wir znowu wskoczyła. To była dla niej najlepsza odskocznia.
Dziewczyna od kilkunastu dni zachowywała się jak robot, nie poświęcając zbytnio czasu na swoje życie. Osoba przyglądająca się szatynce mogłaby spokojnie stwierdzić, iż brązowooka nie nadaje się do życia. Nie znajduje przyjaciół, nie imprezuje, nie ma własnych pasji. Głównie czyta, pisze referaty, wkuwa notatki, a następnie wybiera się do kawiarni, w której uśmiecha się sztucznie do wszystkich klientów i obsługi, nie zamieniając jednak z nikim jakiejś dłuższej rozmowy. Sama powoli czuła, że traci grunt pod nogami i motywację. Mimo to nadal żyła rutyną.
- Co kupujesz rodzinie na święta? – zagadała Charlotta, znudzona siedzeniem za barem. Od jakiegoś czasu nie przybywało klientów, a dziewczyna była dość gadatliwą osobą. Nawet małomówność Ines jej nie zraziła.
Szatynka zamarła na wzmiankę o rodzinie. Gorączkowo zaczęła myśleć, co mogła w tej sytuacji odpowiedzieć. Sorry, ale nie mam rodziny, więc nic nie kupuję, no chyba że znicze na grób, ale w tym momencie nie stać mnie nawet na bilet do Brazylii w jedną stronę… Nie, to zbyt długa historia, by spowiadać się ze swojego życia zwykłej koleżance z pracy.
- Nie wiem. – wzruszyła ramionami, po chwili znowu wracając do szorowania czystego już dawno blatu. Też się jej nudziło, więc postanowiła zająć czymś ręce, by nie świerzbił jej język. Bała się, że jeśli zacznie mówić, powie coś, co zaciekawiłoby Char i brązowooka nie mogłaby się odpędzić od brunetki. – Jeszcze jest czas. – dodała, wzdychając cicho.
- Ale kiedyś trzeba zacząć myśleć. – mruknęła Charlotta. – Wiesz, na ostatnią chwilę też tak głupio. Zawsze wtedy tyle ludzi, że masakra!
Wolałabym już stać w ogromnej kolejce i kupić coś z wiedzą, że mam komu, niż żyć ze świadomością, iż nikt na mnie nie czeka, nawet na drugim kontynencie, pomyślała z goryczą, uśmiechając się jednak szeroko i z udawanym zaangażowaniem kiwając głową.
- Racja.
- To w takim razie… - zaczęła brunetka, ale przerwało jej głośne wejście kilku rosłych facetów. Gdy dziewiętnastolatka zerknęła w stronę wejścia, zobaczyła tam… Piątkę siatkarzy, w tym Savaniego we własnej osobie. Charlotta szybko dokończyła zdanie przed dotarciem sportowców: - Może pójdziemy razem na zakupy? W przyszłym tygodniu, co ty na to?
- Och, jasne. – mruknęła automatycznie szatynka, wciąż wpatrzona w siatkarza. Nie wyglądał na pijanego, ale szeroko się uśmiechał i śmiał wraz ze swoimi kolegami, podchodząc do Ines i Char.
- Super! – pisnęła cicho dziewczyna, posyłając w stronę brązowookiej zadowolony uśmiech. Dopiero po chwili, gdy siatkarze znaleźli się już w bardzo bliskiej odległości od dziewczyn, Ines zrozumiała sens swoich słów.
- Ja nie… - zaczęła, ale przerwał jej zadowolony głos Argentyńczyka.
- Witaj, Ines! Patrz, kogo ci tu przywlekliśmy!

2 komentarze:

  1. Coś jest nie tak z Savanim, nie umiem tego zdefiniować. Jednak kiedy tylko się pojawia nic już nie jest ważne, bo to Crystian, a on wie jak do mnie trafić nawet się nie odrywając!
    Ines szybko otrząśnij się z rutyny i wracaj do żywych!
    Chyba nigdy nie zrozumiem Rosy, a tym bardziej Anto...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem które z nich jest bardziej nieogarnięte.? Ale rozdział świetny, czekam na następny :) pamiętaj: jeśli będziesz pisać-ja będę czytać. Zawsze :D

    OdpowiedzUsuń