Szatynka uniosła pytająco brwi, spoglądając na każdego
siatkarza z osobna, Savaniego „zostawiając sobie” na koniec. Szatyn jakby w
zdenerwowaniu podrapał się po karku, niepewnie patrząc w jej brązowe oczy.
- Możemy, ehm… - kaszlnął, przenosząc wzrok na blat. –
Możemy pogadać?
Dziewczyna przeniosła wzrok ze sportowca na obecną obok
Charlottę, która szybko popchnęła ją w stronę zaplecza.
- Idźcie, gołąbeczki! Nie martw się, Ines, poradzę sobie, w
końcu nie ma teraz wielu klientów. – uśmiechnęła się szeroko, mrugając do
dziewiętnastolatki porozumiewawczo, a następnie odwracając się do czwórki
rosłych mężczyzn. – No to co podać, panowie?
Brązowooka pewnych krokiem udała się w kierunku drzwi „tylko
dla personelu” oznaczających zaplecze. Nie odwracała się, ale czuła za sobą
obecność Cristiana. W końcu przeważał ją nie tylko o głowę.
- Gołąbeczki? – parsknął, naśladując głos Char. W obecności
jedynie Ines napięcie w jego ciele nagle zniknęło. Szatynka zmarszczyła brwi,
patrząc na niego z niezrozumieniem.
- Char wszędzie insynuuje związki, nie przejmuj się. –
machnęła ręką, jakby odpędzała upierdliwą muchę. – Znając ją, pewnie teraz
wymyśla teorie o dwóch parach siatkarskich gejów. – zachichotała, wyobrażając
sobie myśli brunetki.
Może nie znały się blisko, ale nie mogła przeoczyć tylu słów
z ust Charlotty na temat klientów. Ta dziewczyna uwielbiała plotkować, co
czasem wychodziło na plus – dzięki temu Ines znała wszystkie najsoczystsze
newsy w Maceracie. Jak na przykład fakt, że „narzeczona Cristiana Savaniego”
jest już mężatką.
- Długo chciałeś mnie okłamywać? – oparła się o ścianę,
krzyżując ramiona na piersiach, na co siatkarz popatrzył na nią z oczywistym
niezrozumieniem. – No super. – westchnęła. – Najpierw mnie okłamujesz, a potem
nie wiesz, o co chodzi? – zaśmiała się sucho. – Czyżbyś okłamał mnie w
niejednej już kwestii? Cholera, ja rozumiem, że my nie jesteśmy żadnymi
przyjaciółmi, czy coś… - westchnęła. – Ale nawet znajomych się nie okłamuje. No
chyba, że nie mam racji? – spojrzała na szatyna, zaciskając wargi w wąską
linię.
Sportowiec westchnął przeciągle, wbijając wzrok w ścianę, o
którą opierała się dziewiętnastolatka. Stanął naprzeciw dziewczyny, ale w
bezpiecznej dla niej odległości około dwóch metrów.
- Ja po prostu… Nie myślałem, co wtedy powiedziałem… Nie
chciałem wyjść na dupka, a…
- Dziewczyny to dla ciebie tylko zabawki, prawda? – Ines
dokończyła za niego, a ciszę odebrała jako potwierdzenie. – Super! W takim
razie Stella była dla ciebie jakimś dłuższym pocieszeniem, czy jak?
- No cóż, nie widziałem się z nią już od dłuższego czasu.
Trochę się zdziwiłem, gdy zobaczyłem ja w salonie. Nie chciałem też jej zranić
czy coś. W każdym razie pożegnałem ją jeszcze tego samego dnia…
- Paparoni wie, że wykorzystałeś jego żonę? – zapytała,
przegryzając niepewnie wargę. Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zrozumiała,
jak bardzo nachalnie to zabrzmiało. Nie chciała czuć się wścibska.
- Nie. – Savani wzruszył ramionami. – To były tylko ze trzy
noce, nic ważnego.
- Uwierz, gdyby się dowiedział, to dla niego byłoby to coś
ważnego. – westchnęła przeciągle. – To trzy razy, Cristian! A nie raz!
- Było, minęło. Trudno. – mruknął, ponownie praktykując
nerwowy tik z drapaniem się po karku. – Możemy zmienić temat?
- Och, no jasne. – uśmiechnęła się blado. – Zapomniałam, że
chciałeś pogadać. O czym?
- Eee… - zająknął się, tym razem przenosząc dłoń z karku na
włosy, przeczesując ciemną czuprynę. – No, tak właściwie to chciałem zapytać… -
urwał, przegryzając niepewnie wargę.
- O Anto? – po kilku minutach ciszy szatynka postanowiła
pomóc siatkarzowi, ale on nadal wpatrywał się w pewien punkt za nią. Pomachała
mu dłonią przed jego twarzą, musząc przy tym stać na palcach, by nie wyglądało
to dziwnie, że tak wysoko podnosi rękę. – Halo, Cristian? Wszystko w porządku?
- Co? – mruknął, momentalnie na nią spoglądając nierozumiejącym
wzrokiem. Zamyślił się.
Dziewiętnastolatka westchnęła przeciągle, ponownie upierając
się o ścianę.
- Najpierw chcesz rozmawiać, a potem się zamyślasz… -
tupnęła nogą jak wściekłe dziecko. – Zdecyduj się!
- No… - bąknął, wzdychając głośno. – Chciałem zapytać… O
Anto. – dodał niepewnie, nadal nie patrząc dziewczynie w oczy.
- Wiedziałam. – przewróciła oczami, czując gdzieś w środku
ukłucie bólu. Nikt by się nie czuł miło jako korespondent między dwoma osobami…
- Wiedziałaś? – zdziwił się Savani, spoglądając niepewnie
wprost w jej brązowe tęczówki.
- Wiedziałam. – powtórzyła i tym razem to ona przerwała
kontakt wzrokowy. – Antonuella też o ciebie pytała. Kilkanaście razy. – kopnęła
piętą delikatnie ścianę, by choć trochę uśmierzyć złość. – Co to ja, do
cholery, jestem jakimś listonoszem miłosnym czy swatką?! – podniosła głos,
marszcząc czoło.
- Nie denerwuj się tak. – sportowiec uniósł obie dłonie
przed siebie, oznaczające poddanie się. – Zapomnijmy o tym. – westchnął,
odwracając się. – W końcu i tak nawet nie o to chciałem zapytać. – mruknął pod
nosem, wychodząc z pomieszczenia do czwórki kolegów z klubu.
Ale tego Ines już nie słyszała.
***
- I jak? – mruknął Conte do Savaniego, gdy ten usiadł na
stołku barowym obok niego. Włoch jedynie wzruszył ramionami, prosząc Charlottę
o jakiegoś mocnego drinka i pozostając w ciszy do końca wieczoru. Argentyńczyk
zmarszczył brwi w niedowierzaniu i pokręcił głową z dezaprobatą. – Jesteś jebanym
tchórzem, wiesz? – dodał, wstając z miejsca i wychodząc z budynku.
***
Faktura plastikowego kubka z gorącą kawą w środku parzyła
drobne dłonie szatynki, ale ona zdawała tego jakby nawet nie zauważać. Grudniowe
wieczory we Włoszech były chłodniejsze niż te w Ameryce Łacińskiej.
Zdecydowanie. W końcu przecież tam o tej porze panowało lato, a nie zima.
- …Myślałam też nad takimi ślicznymi perfumami dla mojej
siostry, ale w sumie nie wiem, bo ona ma ich w cholerę dużo! I wiesz, nie wiem
jaki ona zapach lubi. Więc w sumie to nie mam pomysłu na prezent dla niej. –
westchnęła Charlotta, nawijając jak katarynka. Ines nawet nie zauważyła, kiedy
przestała jej słuchać, idąc krok w krok obok niej, myślami jednak będąc w
jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. – Ty mnie w ogóle słuchasz? – burknęła,
zaciskając wargi w wąską linijkę i przystając. Brązowooka zrobiła to samo
machinalnie, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek ze zmęczenia.
Miała za sobą ciężki dzień na uczelni i ani myślała o
wychodzeniu ze swojego łóżka. Jednak obiecała już kilka dni temu zakupy
koleżance z pracy i nie mogła jej zawieść. Nie chciała wyjść na jakąś dziwną,
mimo że dobrze wiedziała, że dawno już taka się stała.
- Co? Jasne, że cię słucham! – obroniła się, dodatkowo
próbując przypomnieć sobie, o czym przed chwilą mówiła brunetka, by sprawić, że
mówiła prawdę. – Nie możesz znaleźć prezentu dla swojej siostry… - to jedyne,
co jej się przypomniało.
- No właśnie. – uśmiechnęła się szeroko Char, wierząc
dziewczynie i od razu zmieniając humor na lepszy. – A ty mi masz pomóc! – poszerzyła
uśmiech, ciągnąc za sobą ledwo słaniającą się na nogach brązowooką do drogerii.
***
- Te będą ok. – dziewczyna wzięła do ręki pierwsze
pudełeczko z perfumami, podając koleżance i spoglądając na nią z lekkim,
wyuczonym uśmiechem. W myślach zaklinała Charlottę, by zaaprobowała ten prezent
i szybko poszła do kasy, by potem mogły się pożegnać, wrócić do swoich domów,
łóżek i odpocząć.
- Felice nie lubi zapachu wanilii. – brunetka westchnęła,
patrząc na pudełko, a następnie odkładając je na półkę z powrotem.
- No to jak mam ci pomóc, skoro nie znam twojej siostry? –
zapytała rzeczowo szatynka, siląc jeszcze swój rozum na jakiekolwiek
funkcjonowanie. Czuła, że zaraz zaśnie na stojąco.
- No nie wiem. – jęknęła sfrustrowana brunetka, wznosząc
dłonie ku górze.
- No to może chodźmy do działu z kosmetykami albo biżuterią.
– zaproponowała brązowooka, kierując się we wcześniej wspomnianą stronę.
***
- Tak, Char, na pewno jej się spodobają. – Ines nie
wiedziała już, po raz który powtarza te słowa tego wieczoru. Charlotta wciąż zasypywała
ją pytaniami, czy aby na pewno wybór pary uroczych kolczyków oraz lakieru do
paznokci jest dobrym wyborem.
Siedziały w jakimś barze, ciesząc się spokojem i konsumując
drinki. Dziewiętnastolatka przynajmniej wreszcie czuła, że zaraz się nie
przewróci albo nie zaśnie, stojąc w miejscu lub siedząc. Czuła się trochę
lepiej, ale tak naprawdę nadal miała ochotę wracać do domu.
- No dobra, wierzę ci. – uśmiechnęła się brunetka, na co
brązowooka aż popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Nie spodziewała się takich słów
od koleżanki, mimo że bardzo chciała. – W każdym razie… Rzuciłaś może jakiś
czar na tego przystojniaka? Wciąż cię obserwuje. – zmieniła temat, głową
kiwając w stronę jakiegoś faceta siedzącego przy barze. Z daleka nie widać było
jego tożsamości, jednak, gdy dziewczyna dłużej mu się przyglądnęła, poznała go
doskonale.
Mój mózg jeszcze nie wie kto jest tym przystojniakiem, ale mam pewne przypuszczenia.
OdpowiedzUsuńNie chce cytować Facundo, ale powiedział prawdę, cóż takie życie