- Przyjście tutaj było o wiele lepszym pomysłem, niż ten o
jakimś barze czy restauracji. – wymamrotał Argentyńczyk, przeżuwając kolejny
kęs pysznego jedzenia przygotowanego przez babcię. – Pewnie dostanę dużą
reprymendę od trenera, ale co tam, postaram się to później jakoś spalić. –
poruszył zabawnie brwiami, a Ines aż zapłonęła ze wstydu. Gdyby w tym
pomieszczeniu była tylko o ona i Facundo – te słowa przeszłyby obok niej, jakby
nigdy nic. Obecność babci mimo wszystko trochę ją krępowała…
- Powodzenia. – zachichotała starsza kobieta, nie zwracając
uwagi na zażenowanie wnuczki. Szybko podłapała wspólny język z siatkarzem, mimo
że dzieliła ich spora różnica wieku. Była inna niż wszystkie babcie i to trochę
cieszyło szatynkę. – Ale nie mów przy jedzeniu, bo jeszcze trochę i już nie
będziesz miał co konsumować. – pogroziła mu palcem, w radosnym nastroju
opuszczając kuchnię i zostawiając tym samym dwoje młodych ludzi samych.
- Fajną masz babcię. – pochwalił Conte, uśmiechając się do
Ines lekko, na co dziewczyna odpowiedziała mu tym samym, dołączając wreszcie do
jedzenia wspólnego późnego obiadu.
Po treningu Facu zaproponował dziewiętnastolatce kawę w
centrum miasta, ale ta odmówiła, proponując mu pyszny, włoski obiad w jej domu.
Chociaż sama nadal nie wiedziała, czy jest to jej dom – na pewno nie czuła się tu
jeszcze w pełni swobodnie, ale pod względem mieszkalnym na pewno było to jej
mieszkanie. Dzielone, ale po części jej.
Jak się okazało, pomysł był świetny, bo oboje kochali
włoskie jedzenie. Dlatego też już po chwili, przeżuwając kolejne kęsy ravioli,
rozmawiali jak na dwoje najlepszych przyjaciół przystało – o wszystkim i o
niczym. Brązowooka nie mogła wymarzyć sobie milej spędzonego wieczoru.
***
- Myślisz, że dasz radę przyjść jutro? – uśmiechnął się do
ściany, do której był odwrócony, trzymając w ręku telefon. Na ten widok
Cristian od razu domyślił się, że jego kolega z boiska rozmawia z kimś i nie
jest to jakaś byle jaka osoba dla Conte. – Dobra. Jak coś, to wpadnę do ciebie
wieczorem, chyba uzależniłem się od jedzenia twojej babci. – zachichotał, a
lekkie podenerwowanie Savaniego minęło, jak ręką odjął. Był pewien, że Facundo
rozmawia z Ines i czuł – no cóż, sam nie wiedział dlaczego – złość. On nawet
nie znał jej numeru. Ale od razu się rozluźnił, gdy usłyszał wzmiankę o babci.
Przecież ona nie mieszkała z babcią… - Okej, pa, Ines. – szerokie otwarcie oczu
oraz otworzone usta mówiły same za siebie. Sportowiec musiał wyglądać bardzo
głupio, bo kilku pozostałych siatkarzy znajdujących się w szatni cicho się
roześmiało, spoglądając na siebie znacząco. Cristian szybko doprowadził się do
normalnego stanu, jedynie zaciskając szczękę z irytacja. Nie lubił, gdy ktoś się
z niego śmiał.
A może po prostu nie lubił, gdy jego kolega umawiał się z
dziewczyna, która… Nie wiadomo jakim sposobem zaczęła coś dla niego znaczyć?
***
- Nie wiem czy będę mieć czas. – ciemnowłosa westchnęła
przeciągle, spoglądając spod przymrużonych powiek na przyjaciela. Czuła się potwornie
zmęczona po ciężkim dniu i jedyne na co miała ochotę, to popędzić, ile sił w
nogach – których nawiasem mówiąc miała już bardzo mało, więc najchętniej
położyłaby się na blacie lub podłodze – do swojego wygodnego łóżka.
- Będziesz. – siatkarz uniósł brwi. – Ale teraz widzę, że
ledwo funkcjonujesz, więc co tu dużo mówić… - westchnął, spoglądając na zegarek
znajdujący się na jego nadgarstku, a następnie powracając wzrokiem na twarz
Ines. – O której kończysz?
- Za godzinę. – jęknęła dziewiętnastolatka, opierając łokcie
na blacie i chowając twarz w dłoniach. Zamknęła na chwilę oczy, ciesząc się
chwilowym odpoczynkiem. Niestety, Argentyńczyk szybko ją z tego letargu
wybudził, nagle znajdując się po drugiej stronie blatu. – Co ty robisz? –
dziewczyna gwałtownie się wyprostowała, odchylając głowę, by spojrzeć na
ciemnowłosego, stającego za nią. Musiało to wyglądać dziwnie, gdy się do niej
pochylił i szepnął jej na ucho…
- Ja ci tylko pomagam, kochanie. – uśmiechnął się pobłażliwie
i chwilę tak stojąc w tej pozycji. Dziewczyna poczuła, jak rumieniec rozchodzi
się od jej szyi aż po czoło. Było jej naprawdę gorąco po tym, jak poczuła na
swoim karku oddech sportowca.
Przymknęła oczy, ciesząc się chwilą ciszy, aż do czasu, gdy
do baru podeszły dwie blondynki zamawiające alkohol, zaczepnie uśmiechając się
do Latynosa. Chyba żadna z nich nie interesowała się siatkówką, skoro tak łatwo
uwierzyły w to, że może być barmanem.
***
- Ja umieram. –
westchnęła cicho dziewczyna, kierując się ku wyjściu.
Sama nie wiedziała, dlaczego mówi sama do siebie. Może to
wszystko przez przyzwyczajenie do obecności drugiej osoby? Powoli, z każdym
dniem przestała należeć do osób samotnych. Ines wciąż otaczała się w czyimś towarzystwie,
co trochę ją dziwiło, ponieważ nie wykazywała jakichś szczególnych chęci do
tego. Zawsze była przyzwyczajona do samotności, a teraz, dzięki obecności babci
Stephanie, a także Rosy i Antonuelli w domu oraz Charlotty w pracy, nie licząc
ciągłych telefonów od Conte, nie wyobrażała sobie chwili, gdy nie będzie mogła
się do kogo odezwać.
Niestety, ten moment przyszedł zbyt szybko. Facundo pomógł dziewczynie
w pracy, ale kwadrans przed końcem musiał się zmyć, wymigując się jakimiś
sprawami do załatwienia. Ines nie próbowała się nawet domyślać, jakie sprawy
można załatwić około godziny dwudziestej drugiej – w końcu to nie była jej
sprawa. Może po prostu Facundo miał jej dość.
Dlatego teraz najspokojniej w świecie co chwilę do siebie
mamrotała, nie szczędząc zirytowanych pomruków czy chichotów z własnej osoby,
przypominając sobie miniony dzień w pracy. Uśmiech aż sam cisnął się jej na
usta na wspomnienie, gdy jakiś nastolatek z uporem próbował z nią flirtować.
Idąc pośród mroku ulicami Maceraty, tak właściwie nie czuła
strachu. To uczucie dopadło ją dopiero wtedy, gdy mijała jakiś ciemny samochód,
a zrównując się z pojazdem, szyba w oknie automatycznie opadła. Machinalnie
przyspieszyła kroku, prawie biegiem maszerując do domu.
- Ines! – męski krzyk wypełnił ulicę, ale przerażona
dziewiętnastolatka nawet nie próbowała domyślić się, do kogo należy. Biegła
już, pragnąc, by jak najszybciej znaleźć się w domu.
Dopiero będąc pod postawionym sobie celem, czyli budynkiem,
w którym mieszkała, zatrzymała się, łapiąc głęboki oddech. I dopiero wtedy
zdała sobie sprawę, do kogo należał głos.
Czyżby Crystian wkraczał do akcji?
OdpowiedzUsuńFajnie się czytało ;)