Lot dwudziesty: "Widocznie jednak się myliłem."

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam czasu? – sarknęła ciemnowłosa do idącego obok wysokiego mężczyzny. Ten jakby nie słyszał słów dziewczyny, z uśmiechem na ustach prowadząc ją do swojego samochodu. – Wiesz, że popełniasz przestępstwo, zmuszając mnie siłą? – uniosła brew, gdy siedziała już na miejscu pasażera, a Conte zajmował fotel kierowcy. – W ogóle co ty sobie myślisz? – zmarszczyła  czoło, zaplatając ręce pod piersiami.
Po ciężkich tygodniach wreszcie postanowiła przystopować i zmniejszyć godziny pracy, dzięki czemu miała więcej czasu dla siebie. Akurat tego dnia planowała poczytać bardzo intrygującą książkę, a następnie pójść spać. Może i nie był to ciekawy pomysł na wieczór, ale jakże odprężający! Niestety, jej nowy przyjaciel, którego w tym momencie nie miała ochoty nazywać nawet kolegą, zburzył jej plany jak podmuch wiatru domek z kart.
- Myślałem, że lubisz siatkówkę. – odparł spokojnie Latynos, patrząc na drogę. Tylko na sekundę spojrzał na dziewczynę, a widząc jej oburzenie cicho się zaśmiał. Wyglądała według niego jak rozwścieczony kociak – niby wściekły, ale nie mogący zrobić nic złego.
- No jasne, że lubię. – westchnęła Ines. Tu ją miał, bo naprawdę kochała ten sport. Ostatnio jednak naprawdę nie miała ochoty przychodzić na halę tętniącą życiem, podczas gdy sama potrzebowała naładować akumulatory. – Ale wiesz, miałam inne plany… - wyjaśniła cicho, obserwując jak parkuje na miejscu pod halą. Nie mogła już nic zmienić – pozostało jej jedynie ze zrezygnowaniem udać się na halę, by obejrzeć mecz. Co dziwne, przez swoje zmęczenie nie wiedziała nawet, kogo podejmuje drużyna z Maceraty na swoim terenie.
***
- Widzisz, przynoszę wam pecha. – Cristian aż podskoczył, nie spodziewając się obecności dziewczyny.
Siedział na krześle, obserwując jak drużyna przeciwna z zadowoleniem kieruje się do szatni. Sam nie miał jeszcze na to ochoty, podobnie jak część siatkarzy z Maceraty. Niektórzy pozowali do zdjęć z kibicami, inni rozdawali autografy, a on po prostu siedział, analizując mecz – bardzo nieudany dla jego drużyny.
I już miał odpowiedzieć dziewczynie, odwracając się do niej, gdy wtem zauważył, do kogo tak naprawdę brązowooka kierowała swoje słowa. Iskierka radości pocieszenia po meczu wyparowała tak szybko, jak się pojawiła, a na jej miejsce pojawiła się… Złość? Nie umiał określić tego uczucia, ale na pewno nie było ono pozytywne.
- Nie gadaj głupot, kochanie. – Savani aż zawrzał w środku na słowa swojego kolegi z drużyny. Kochanie?! – Taki jest sport. Są zwycięstwa, ale są też porażki. – dodał, następnie zgadzając się na wspólne zdjęcie z jakąś fanką.
- Może racja… - mruknęła do siebie. Nie miała już do kogo się odezwać, ponieważ jej przyjaciel rozmawiał z kilkoma kibickami. Rozglądając się po hali, natrafiła na wzrok ciemnowłosego, który w tym samym momencie szybko swoje spojrzenie wlepił w siatkę, która nadal jeszcze nie została zdjęta. Dziewiętnastolatka jednak, jakby nigdy nic, nie zauważając niezręczności ze strony sportowca, podeszła do niego, siadając obok. – Cześć, jak tam? – zagadała typowo, nie mogąc wymyślić niczego ciekawszego.
- Cześć. – odparł, nagle z zawzięciem wiążąc od nowa sznurowadła przy butach. Nie mógł patrzeć na dziewczynę, sam nie wiedział, czemu. Może dlatego, że za każdym razem, gdy spojrzał w jej oczy, słyszał słowa Facundo na jej temat? Ines to, Ines tamto… Kochanie… Siatkarz nie chciał zdradzić tego jak bardzo mu to nie przypadło do gustu. Po prostu musiał się z tym pogodzić, bo jakie miał inne wyjście? – W porządku. – wzruszył ramionami, nagle chcąc jak najszybciej uciec do szatni. Nie chciał jednak wyjść na niekulturalnego człowieka, od czego jednak i tak nie uciekł.
Od kilku tygodni nie miał zielonego pojęcia, co się z nim dzieje. Chodził rozkojarzony, rozdrażniony i niemający na nic ochoty. Próbował wyładowywać swoją złość na piłce, ale niestety nie zawsze mu to wychodziło – tak jak dziś. Drugą opcją były imprezy, jednak na tę przyjemność mógł poświęcać coraz mniej czasu z powodu wzrastającej ilości meczy. Do ligi włoskiej oraz meczy turnieju o puchar Włoch doszły jeszcze mecze Ligi Mistrzów, a on, jako jeden z liderów drużyny z Maceraty, nie mógł niestety pozwolić sobie na upicie się do nieprzytomności, co najlepiej mu pomagało w obecnym stanie. Jak samo określenie „upicie się do nieprzytomności” wskazuje, Savani często nie pamiętał nic z tych nocy, zazwyczaj budząc się w swoim lub obcym łóżku z jakąś kobietą. Cóż, nie było to wcale takie złe. Szkoda tylko, że nic z tego nie pamiętał.
Nawet nie zauważył, gdy odpłynął myślami daleko, ignorując jakiekolwiek próby zagadywania ze strony brązowookiej.
- …Trochę dużo macie meczy przed świętami. Współczuję. Ja ostatnio na szczęście robię sobie coraz więcej czasu, bo jakbym dalej tak długo pracowała, to bym chyba padła ze zmęczenia. – uśmiechnęła się lekko, kończąc swój długi monolog i przeczesując włosy. Mina jej jednak zrzedła, gdy nie doczekała się żadnej reakcji ze strony sportowca, nawet kiwnięcia czy przytaknięcia. Mężczyzna jedynie wgapiał się jak zahipnotyzowany w parkiet, pokazując dobitnie, że jej nie słucha.
- No i co tam? Ominęło mnie coś? – jak na zawołanie pojawił się Facundo, z uśmiechem od ucha do ucha. Naprawdę nie wyglądał na człowieka, który przed chwilą przegrał mecz.
Dziewczynie spojrzała na przyjaciela, przenosząc wzrok na wciąż nieobecnego duchem Cristiana, ponownie patrząc na Latynosa. Zacisnęła wargi, czując ukłucie w piersi na tak dziwne zachowanie mężczyzny. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, wstając i uśmiechając się delikatnie w stronę Argentyńczyka.
- Przebierz się, czekam pod autem. – rzuciła, nie oglądając się za siebie i wychodząc z budynku.
***
- Co się z tobą do cholery dzieje, co?! – warknął Conte, popychając Savaniego.
- O co ci chodzi? – mruknął w odpowiedzi Włoch, mrużąc oczy ze złości.
Czuł się przygnębiony, nadal rozdrażniony, a jednocześnie zawstydzony swoim zachowaniem. Nie kontrolował tego, jak jego myśli odpłynęły ku przeszłości. Obudził się z dziwnego letargu dopiero, gdy Ines kierowała się ku wyjściu, a mężczyzna poczuł, jakby czegoś w pobliżu brakowało. Kogoś.
Był idiotą. Okropnym idiotą. Bo jak inaczej określić jego zachowanie? Tyle czasu myślał o dziewczynie, a gdy przyszło co do czego, potraktował ją jak śmiecia. Dobrze wiedział, do czego pije Facundo, ale nie chciał się do tego przyznać przed całą drużyną w szatni.
- Zachowujesz się jak dupek i tchórz, wiesz? – prychnął ciemnowłosy, wyrzucając w górę ręce z irytacji. – Ale w sumie, po co ja ci to mówię! Tyle razy powtarzam to samo, a  ty nadal nic! – stanął na wprost niego, z uwagą obserwując jego twarz. – Myślałem, że ci na niej zależy, ale widocznie jednak się myliłem. – dodał z powagą, na koniec wreszcie kierując się ku prysznicowi.
- Co? – wyjąkał Savani, tym razem nie rozumiejąc już zupełnie nic.

Czy mógł poprosić o instrukcję obsługi na temat swojego życia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz