Lot osiemnasty: "Wiesz jak mnie rozśmieszyć"

Po wcześniejszym zaskoczeniu nawet nie pozostał ślad, gdy szatynka roześmiała się perliście aż do łez.
- Bardzo zabawne, babciu. – wysapała, ocierając słone krople z policzków z wielkim uśmiechem na twarzy. – Ty wiesz jak mnie rozśmieszyć.
Starsza kobieta jedynie przewróciła oczami, co ponownie wyglądało na bardzo zabawne, ponieważ kobiety w jej wieku nigdy nie robiły takich min, a przynajmniej Ines nigdy czegoś takiego nie widziała. Ponownie zachichotała, decydując się na zrobienie czegoś do jedzenia.
***
Dźwięk uporczywie brzęczącego budzika zrobił to, co do niego należało – obudził brązowooką na czas. Tego dnia miała zajęcia o wczesnej porze, dlatego musiała posiłkować się budzącym sprzętem, bo inaczej sama by się za żadne skarby świata nie obudziła.
Z ociąganiem zwlekła się ze swojego posłania, do którego mimo wszystko zdążyła się przyzwyczaić. Sytuacja z Anto i Cristianem dawno poszła w niepamięć, mimo czasami jakichś przebłysków wyobraźni w głowie dziewczyny. Nie umiała długo się gniewać i w sumie nie miała o co, w końcu to byli tylko jej znajomi, a Antonuella była na dodatek jej kuzynką. Przeszkadzał jej jedynie fakt, że robili to w jej łóżku, ale na szczęście po wymienieniu pościeli obrzydzenie do tego miejsca szybko w niej zniknęło.
Dziewiętnastolatka szybko udała się do łazienki, gdzie przeszła poranna toaletę. Starała się robić to jak najciszej i najszybciej, ale jedna czynność z drugą nie chodziły w parze, mimo starań dziewczyny. Gdy chciała być cicho, musiała zachowywać się powoli i starannie, natomiast gdy miała ochotę przyśpieszyć, wszystkie jej dokładne starania poszły w odstawkę. Po chwili jednak, ku zadowoleniu brązowookiej, zdołała doprowadzić się do ładu. Wróciła jeszcze po potrzebną torebkę i skierowała się do kuchni, gdzie starsza kobieta po znalezieniu się w tym domu ponownie zdołała ją zaskoczyć.
Stół znajdujący się na środku kuchni, skierowany trochę bliżej okna, był cały zastawiony pysznymi włoskimi przysmakami. Na ten widok brzuch ciemnowłosej aż zaburczał z głodu.
- Czy ja trafiłam do raju? – zapytała konspiracyjnym szeptem, na co babcia zachichotała.
Niestety, mimo wstania w porę, nie uwzględniła w swoim planie ogromnego śniadanie, więc musiała poprosić babcię, by spakowała jej kilka rzeczy na wynos. Miała mało czasu i zdecydowanie zbyt mało miejsca w torebce, ale na wieść, że więcej jedzenia będzie czekać ją po powrocie z uczelni, nabrała więcej siły i motywacji na ten dzień.
***
Kroki stawiane po chodniku stały się dźwięczne i równomierne. Ines kierowała się powoli do domu, rezygnując z autobusu, mimo że z uczelni miała sporo do przejścia. Jasne, czuła głód, ale miała też ochotę na spacer. Piękna pogoda tyko zachęcała do tego, by oszczędzić jakie kogokolwiek transportu i przejść pieszo.
Dziewiętnastolatka ponownie założyła okulary przeciwsłoneczne na czubek swojego nosa, wychylając twarz w stronę słońca, które tak przyjemnie gładziło skórę swoimi promieniami. W uszach brzmiały ulubione dźwięki piosenek jej ulubionego zespołu, które kilka dni wcześniej pobrała na telefon, totalnie się w nich zakochując. I szła tak, szczęśliwa i spokojna, niby się nie spiesząc, zadowolona ze spędzonego dnia.
Przyjemny spacer przerwało jej dopiero szarpnięcie o ramię, przez co słuchawka wypadła z jej prawego ucha. Ten czyn momentalnie sprawił, że w dziewczynie zagotowała się złość. Tyle miejsca na chodniku, a ktoś akurat ją miał czelność popchnąć?
- Jak chodzisz, ty… - odwróciła się, wyrywając z lewego ucha drugą słuchawkę i aż pisnęła z zaskoczenia, widząc przed sobą ogromne ciało wysokiego mężczyzny. Dopiero po podniesieniu głowy zauważyła twarz uśmiechającego się do niej Argentyńczyka. – Conte! Myślałam, że umiesz chodzić. – uniosła brwi, a jej złość momentalnie wyparowała. Facundo był zdecydowanie jej ulubionym siatkarzem, najsympatyczniejszym, jakiego spotkała. No, może poza Savanim, który taki był, ale tylko momentami, gdy nie było w pobliżu ani Stelli, ani Antonuelli.
Siatkarz zaśmiał się, sięgając po jej nadgarstek i ciągnąc do auta.
- Wołałem cię, idiotko, a ty prawie jak skowronek pędziłaś tym chodnikiem, że nie miałem innego wyjścia, niż zwrócić na siebie twoją uwagę. – przewrócił oczami, otwierając przed nią drzwi pasażera. Brązowooka miała już zamiar odmówić, ale spoglądając na sportowca domyśliła się, że jeżeli się nie zgodzi, wpakuje ją tu siłą.
- Miło. – zachichotała, sadowiąc się wygodnie na siedzeniu sportowego auta, który prawdopodobnie mało nie kosztował. Po chwili siatkarz znalazł się na miejscu kierowcy, ruszając. – Miałeś trening? – zapytała, patrząc na jego profil. Co tu dużo mówić, latynoscy mężczyźni bardzo jej się podobali, więc mogła napawać się tym widokiem przez moment bez konsekwencji.
- Właśnie na niego jadę. – wyjaśnił, na chwilę na nią spoglądając. Jego uśmiech poszerzył się, gdy zauważył, jak lustruje jego profil. Ines momentalnie rozejrzała się po okolicy i dopiero wtedy zauważyła, że wcale nie jadą w kierunku jej domu, a wręcz w przeciwną stronę. Miała ochotę pacnąć się ręką w czoło przez to, że nie powiedziała chłopakowi, że miała inne plany na dzisiejsze popołudnie. Nie chciała jednak psuć cudownego nastroju Argentyńczykowi i pisnęła z zachwytem. Mimo wszystko, czuła podekscytowanie na obecność na treningu. Jeszcze nigdy nie miała przyjemności ich obserwować poza oficjalnymi meczami w takcie gry.
***
Jak się okazało, trening był otwarty dla kibiców, więc na trybunach zasiadło spora ilość widzów, głównie młodzieży w wieku dziewczyny lub ludzie trochę młodsi, odpoczywający po szkole.
Ines kochała siatkówkę i obserwowanie nowych zagrań zawodników z Maceraty było dla niej przyjemnym zajęciem, mimo że najchętniej sama chętnie poodbijałaby piłkę.
Próbowała unikać nachalnego wzroku Savaniego, który tuż po jej zobaczeniu nie mógł się wręcz skupić na grze, przez co wielokrotnie został skarcony przez trenera. Coś, czego nie umiał wytłumaczyć sprawiało, że jego wzrok wciąż wędrował na tę drobną osobę, oklaskującą kolejny blok jego kumpla z boiska. Nie ukrywał, czuł w tym przypadku złość i zazdrość, ale nie próbował nawet tego zmienić. Po chwili nawet i on śmiał się, widząc uśmiechniętą dziewczynę i rozśmieszającego ją Argentyńczyka.
- Myślisz, że dasz się zaprosić na kawę? – przechodząc już do szatni, Włoch aż zacisnął szczękę, słysząc słowa Conte. Siłą woli jednak oddalił się od pary, nie ulegając pokusie, by podsłuchać ich rozmowę, co było bardzo, ale to bardzo kuszące.

1 komentarz:

  1. Hehe Crystian, oj biedny Crystian. Facu działa i chyba wyjdzie na tym bardzo, bardzo korzystnie ;)
    Jejku śniadanie od Babci ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń