Lot dwudziesty drugi: "Tęsknota"

Dzień jak co dzień. Chłodny jak na panujący we Włoszech klimat poprawiało nieśmiało wychodzące zza chmur słońce, rozświetlając dzień.
Ines zaczerpnęła powietrza głęboko do piersi, zaraz potem ostatecznie robiąc krok za próg domu i zamykając za sobą drzwi.
Wigilia. Kto by pomyślał, że dziewczyna tak szybko przyzwyczai się do życia w Maceracie, we Włoszech. Od jej całkowitej przeprowadzki do tego miejsca za kilka dni miało minąć równe 3 miesiące… Nic więc dziwnego, iż brązowooka nie miała zielonego pojęcia, kiedy ten czas tak szybko minął. Zdecydowanie nie spodziewała się tak dobrego przebiegu spraw. Widocznie po burzy zawsze wychodzi słońce.
Dwudziesty czwarty grudnia. Każdy w swoim domu przygotowywał się do tej jakże ważnej i symbolicznej kolacji, jaką jest Wigilia. Niektórzy przygotowali w ostatniej chwili posiłek, a inni szukali papieru do ozdobienia kolejnego prezentu kupionego na ostatnią chwilę. Tę świąteczną aurę było widać z daleka, nawet jeśli nie spadł jeszcze pierwszy śnieg. Niby było chłodno, ale  widocznie to wciąż nie była ta temperatura…
Ines dobrze pamiętała życie zarówno w Ameryce Łacińskiej, jak i w Rosji. Były to dwa zupełnie odmienne miejsca, więc nigdy by sobie nie wybaczyła, by zapomnieć moment kiedy po spędzeniu kilkunastu lat w mroźnej Rosji, postawiła swoje młode stopy na takiej ciepłej ziemi, jaką była Argentyna. Te skrajności przygotowały ją na tyle, iż potem już nie reagowała tak źle na zmiany klimatu. Dlatego europejski, śródziemnomorski klimat przypadł jej jak najbardziej do gustu.
Szatynka miała dość narzekania babci, która była bardzo przejęta Wigilią i rozstawiała każdą z dziewczyn po kątach. Tego dnia potrafiła być bardzo nieznośna. Dlatego postanowiła pójść na skróty i pobyć w samotności, wspominając.
Przechodząc obok skromnie udekorowanych domów, z nostalgią przypomniała sobie święta w Rosji. Prawosławny kraj może i nie obchodził świąt w tym samym czasie co katolicy, ale jednak religie te nie różniły się zbytnio, przez co było czuć klimat świąt na kilometr i to przez kilka tygodni. Wszystko dodatkowo podkreślał padający gęsto i cały czas śnieg. Zupełni inaczej było jednak w Argentynie, Brazylii czy innych państwach Ameryki Południowej, gdzie w grudniu panowało lato. Może i wydawałoby się, że święta bez śniegu to nie święta, jednak i tam ten czas był wyjątkowy i magiczny.
Śnieg czy brak śniegu… Nie było to jednak najważniejsze dla dobrej atmosfery. Dziewczyna wiedziała, czego najbardziej w tym momencie jej brakuje. Obecności rodziców.
To z nimi spędzała wszystkie dotychczasowe święta. Mimo, że zdawało się jej z nimi rozstawać na kilka miesięcy, zawsze wracała na okres tych magicznych dni. Tym razem jednak nie miała takiej możliwości. I to bolało ją na tyle, że nawet nie zauważyła spływających po policzkach łez. Otarła je niedbale nadgarstkiem, idąc dalej, przed siebie. Bo najlepiej rozmyślało jej się właśnie będąc w ruchu.
Tęskniła za nimi. Bardzo mocno. Może nie okazywała tego ostatnimi tygodniami, ale w środku wciąż czuła się rozbita po stracie dwóch najbliższych osób w jej życiu. Nauczyła się jednak ignorować to, co najbardziej bolało. Udało jej się to na tyle, iż o tym, że była sierotą wiedziały prawdopodobnie jedynie jej kuzynki i babcia. Nawet Facundo o tym nie wiedział.
Conte. No właśnie. Kim był dla niej Facundo Conte?
Ostatnie dni były dla nich przełomowe. Szczerze, dziewczyna nawet nie wiedziała co robi. Działała pod wpływem instynktu, ponieważ czuła, że skoro ona jest nieszczęśliwa, to inni na to nie zasługują. I właśnie widząc niepewną minę siatkarza w chwili, gdy wyznał jej te dziwne słowa, chciała to zmienić. Po prostu. A decydując się na pocałunek, w głębi duszy bała się odrzucenia. I trochę ucieszyło ją to, że sportowiec zareagował, i to mocniej niż by kiedykolwiek się spodziewała. Bo nie spodziewała się. Nigdy nawet nie popatrzyła na Latynosa w ten sposób. Cóż, chyba po to jest impuls?
Czy byli parą? Nie była tego pewna. Miała głupie wrażenie, że mimo wszystko Conte się jej wstydzi i nie chce ujawniać swojego uczucia światu. Nie winiła go za to – w końcu był popularnym, wschodzącym na fali sportowcem i mógł żądać od życia prywatności. Zabolało ją jednak, gdy odepchnął jej rękę, którą chciała złączyć ich dłonie, w trakcie gdy do salonu weszła jej babcia. W końcu kto jak kto, ale starsza kobieta nie mogła wygadać się nikomu o ich związku… Prawda?
Czuła się głupio, jak jakaś zakochana nastolatka. Może nie czuła jeszcze aż takich ogromnych uczuć, w końcu odkryła jakiekolwiek minimalne uczucia co do Facundo dopiero niedawno, jednak nie czuła się dobrze z myślą, że może jednak to za wcześnie. A może to był po prostu błąd?
Cóż, jedno wiedziała w tej chwili – odczuwała ulgę, ponieważ siatkarze z Maceraty dostali od trenera kilkudniową przerwę świąteczną i każdy odjechał w swoje rodzinne strony. Tak było też i z Argentyńczykiem, który mimo wszystko postanowił wybrać się samolotem do swojej ojczyzny. Miała teraz więc kilka prawdziwych, spokojnych i wolnych od obecności siatkarzy dni. Mogła robić co chciała. Ale tak naprawdę w podświadomości czuła pewnego rodzaju tęsknotę… Zdążyła się już przyzwyczaić do przychodzenia na treningi zespołu czy mecze.
Jeszcze nigdy nie czuła się tak wolna. Czekało ją naprawdę błogie lenistwo, ponieważ zarówno kawiarnia, w której pracowała została zamknięta – jej właściciele wyjechali na drugi koniec Włoch do swoich rodzin i nie chcieli zostawiać jej z kimś obcym – jak i uczelnia były zamknięte na czas Bożego Narodzenia i najbliższych dni. Ines naprawdę nie wiedziała, co ze sobą pocznie, ale cieszył ją taki układ spraw.
Idąc tak bez celu dopiero po chwili zauważyła, że na horyzoncie pojawia się znajomy jej budynek. Od razu zawróciła, kierując się w drogę powrotną do domu. Nie miała ani odrobiny ochoty na mijanie domu tego człowieka. A widząc na podjeździe jego samochód, domyśliła się, że jeszcze nie odjechał do swojej rodziny.
Savani. Ten człowiek wydawał jej się sympatyczny i w sumie taki był. Dopiero potem okazał się kłamcą i ignorantem. Mimo wszystko dziewiętnastolatka nie była na niego zła – bo na co miałaby być? Nie umiała się kłócić i obrażać, dlatego takie uczucie co do Cristiana już dawno minęło. Mimo wszystko jednak nie chciała konfrontacji z nim, bo obawiała się, że ten tym razem obrzuci ją obelgą Lu pomyśli, że przechodziła obok jego domu specjalnie. Tym bardziej ostatnia myśl sprawiła, że dziewczyna przyspieszyła kroku i wdychając świeże włoskie powietrze prawie biegiem skierowała się do domu.

Wolała znacznie bardziej obecność swojej irytującej babci niż widzieć przed oczami zarozumiałą minę siatkarza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz