- Jeżeli po raz kolejny chcesz o nim „pogadać”, to lepiej
nawet nic nie mów. – mruknęła cicho, ale ostrzegawczo, wpuszczając siatkarza do
środka. Nie musiała się z nim witać, skoro widziała się z nim tego samego dnia
już dwa razy –w trakcie drogi na uczelnię oraz kierując się do pracy.
-No dobra, przestanę. A wiesz dlaczego? – odparł sporowiec,
z uśmiechem siadając na jej łóżku.
Chętnie by się na nie rzucił, ale niestety było na niego zdecydowanie za małe i
tym ruchem mógłby uszkodzić zarówno mebel, jak i swoje ciało.
- Nie wiem. – wywróciła oczami, siadając po turecku obok i
kartkując podręcznik. Następnego dnia czekało ją ważne kolokwium, dlatego też
wzięła wcześniejsze godziny pracy, by móc się jeszcze pouczyć. Mimo to w
obecności Conte to zadanie nie należało do najłatwiejszych.
- Bo się ciebie boję. – zaśmiał się Latynos, tarmosząc
dziewczynę po włosach i niczym małe dziecko uciekając na drugi koniec pokoju,
by dziewiętnastolatka nie mogła go dopaść. – Serio, ostatnio jesteś za bardzo
agresywna. – zachichotał. – Nie myślałaś o tym, żeby to jakoś zmienić?
- Specjalista się znalazł. – prychnęła, ale mimo to zamknęła
podręcznik i powróciła wzrokiem ku wysokiej sylwetce chłopaka. Czuła, że nauka
dzień przed zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem, a nawet jeśli miałaby
zarywać wieczór czy noc, nic by to nie dało. Dlatego postanowiła wyprowadzić
swojego przyjaciela z błędu i przestać w końcu się na niego wkurzać. Jednak nie
było to łatwe – on wciąż jakby ją prowokował swoimi durnymi sugestiami czy uśmieszkami.
– No dobra, jakie masz propozycje? – westchnęła przeciągle, a oczy Facundo od
razu zabłysły.
- No nie wiem… - zastanowił się, marszcząc czoło. – Chyba przydałby
ci się jakiś seks, czy coś. – dodał z powagą, patrząc jej prosto w oczy. Ines
prawie zachłysnęła się własną śliną, otwierając szeroko oczy. Na ten widok
Argentyńczyk nie mógł już dłużej wytrzymać, od razu rechocząc w najlepsze.
- Z kim ja żyję… - jęknęła cicho ciemnowłosa, wstając z
łóżka i wychodząc ze swojej sypialni. Jednak nawet kuchnia nie uratowała ją
przed siatkarzem, który jak wierny pies kroczył za nią cały czas, podśmiewując się
w najlepsze z jej reakcji. Nastawiła czajnik na herbatę, nawet nie pytając
Conte o to, czy chce coś pić. Znała go już całkiem nieźle, więc zrobiła od razu
dwa kubki ciepłego napoju.
- A tak na poważnie… - Conte usiadł przy stole, obserwując każdy
ruch dziewczyny. – Myślałem o jakiejś imprezie, czy coś. – wzruszył ramionami,
gdy wzrok dziewczyny wrócił na jego osobę. Uśmiechnął się zachęcająco, próbując
przekonać przyjaciółkę jak najszybciej. – Zaczyna się za dwie godziny, więc… -
popatrzył znacząco na zegar, by następnie ponownie spojrzeć na Ines.
- Przecież jutro mam kolosa. – przymknęła powieki, nie mogąc
znieść już tego błagającego spojrzenia sportowca. Ostatnio zdecydowanie zbyt
często mu ulegała. Od razu przeklęła się w duchu za to, że jeszcze tego samego
dnia dziękowała sobie, że ten jeszcze nie wpadł na pomysł, by przekonać ją do
pójścia na imprezę, bo na pewno nie zdołałaby mu się oprzeć.
- I tak nie zdążysz się już nic nauczyć… - odparł pewnie. –
A do tego podobno na kacu wszystko lepiej idzie. – zaśmiał się, dobrze wiedząc,
że tak naprawdę jest na odwrót. – Najwyżej poprawisz.
- Chciałam mieć wolne święta od nauki. – burknęła dziewiętnastolatka,
wreszcie słodząc zalaną już wcześniej wrzątkiem herbatę i podając jeden kubek
przyjacielowi.
- Ech… - ciemnowłosy zmarszczył brwi, w skupieniu siorbiąc
łyk swojej ulubionej herbaty. Sam nie wiedział dlaczego, ale najbardziej lubił
tę przyrządzaną przez Ines. Ten sam napój robiony przez jego osobę smakował zupełnie
inaczej. Czyżby dziewczyna dodawała tam coś jeszcze? Cóż, próbował obserwować
ją każdego razu, ale nigdy nie zauważał nic… - No to może jutro wieczorem?
- Jutro mam pracę do dwudziestej drugiej, idioto. –
sarknęła, również upijając łyk ciepłej cieczy, ale znacznie ciszej. – Dobrze wiesz,
jak bardzo potem jestem padnięta.
- No to po co do cholery brałaś tę pracę, no? – Argentyńczyk
odstawił kubek na blat, z irytacją gestykulując.
- Po to, żebyś się pytał. – zmrużyła oczy, wzięła swój kubek
i znowu wróciła do swojego pokoju. Jednak i tym razem chłopak poszedł w jej
ślady. – Czy ty nie masz innych znajomych, Conte? – zapytała, odstawiając
naczynie na stolik, odwracając się do sportowca i ze złością opierając dłonie
na biodrach. – W Maceracie nie ma innych dziewczyn?
- Jest taka jedna, nazywa się Ines i wygląda uroczo jak się
denerwuje. I nie przepada za imprezami, ale myślę, że to by pomogło jej się
odprężyć. – zaśmiał się ciemnowłosy, siadając na jej łóżku i cały czas ją
obserwując. – Myślisz, że niby dlaczego studenci
ciągle chodzą na imprezy?
- Myślę, że mam cię dość. – usiadła na tym samym łóżku, ale
jak najdalej o siatkarza, kuląc się i
wtulając twarz w poduszkę. Nie miała ochoty ani na naukę, ani na imprezowanie.
Była zdecydowanie zbyt dziwna.
Rosa i Antonuella już dawno wyszły, kierując się do domów
swoich chłopaków. Od jakiegoś czasu polubiły przebywać na „obcych terenach” niż
w tym domu. Ines podejrzewała, że było to spowodowane obecnością babci, która
planowała zamieszkać w Maceracie jeszcze do Sylwestra. Tym razem jednak nie
było jej w budynku, ponieważ postanowiła pospacerować po okolicy. Panowała
jeszcze całkiem ładna pogoda za oknem, dlatego też nie miała ku temu żadnych
przestróg. Dodatkowo dziewiętnastolatka trochę odetchnęła, ponieważ mimo wszystko
starsza kobieta potrafiła być trochę irytująca.
- Hej, ale kto powiedział, że chodzi o ciebie! – zachichotał
tuż przy jej uchu, przytulając ją do siebie. Mimo wszystko położył się obok,
ale aby to zrobić, musiał nogi położyć na podłodze. Mimo jego słów, oboje
jednak wiedzieli, że doskonale chodziło mu o nią, a on tylko się drażnił. – I w
sumie ta Ines kocha czytać książki, ma adoratora i zna się na sporcie. – dodał jakby
nigdy nic. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko na wzmiankę o sporcie i książkach,
czego chłopak nie mógł zobaczyć, gdyż obejmował ją od tyłu. Dopiero po chwili dotarł
do niej sens całego zdania, a ciało brązowookiej wręcz zesztywniało.
Ciemnowłosa powoli odciągnęła dłonie Latynosa od siebie,
wstając i siadając na parapecie. Opierając się o ścianę, spojrzała na Facundo z
niezrozumieniem, a ten wzruszył ramionami, podnosząc się do pozycji siedzącej
na łóżku.
- Nie wiem o co ci chodzi. – odparła wreszcie, a jej głos
zabrzmiał dziwnie piskliwie.
- O nic. – zmarszczył brwi, patrząc na nią w skupieniu. – Po
prostu powiedziałem, że lubisz czytać, znasz się na sporcie i… Och. – zagryzł wargę,,
przeklinając się za swój słowotok w myślach. – Tego nie miałem mówić… - Savani mnie zabije, pomyślał, czując na
sobie wzrok dziewczyny. Tak jak ona nie mogła oprzeć się jego propozycjom, tak
on nie umiał ukrywać przed nią sekretów. Co prawda Włoch nic mu nie wyjawił,
ale on dobrze go znał i zauważył jego zachowanie, gdy w pobliżu znajdowała się brązowooka.
Dlatego też za wszelką cenę uciekał wzrokiem do wszystkich obiektów w
pomieszczeniu, pomijając dziewczynę najlepiej, jak potrafił. Przez to skupienie
na ignorowaniu Ines, nawet nie zauważył, gdy dziewiętnastolatka do niego
podeszła i ujęła jego twarz w dłonie zmuszając, by na nią spojrzał.
- Ej, nie ma czego się wstydzić. – mruknęła, uśmiechając się
delikatnie. I zrobiła to. Pochyliła się, by twarze obojga dzieliły jedynie
milimetry, a następnie musnęła jego usta swoimi.
Nie, Savani mnie nie
zabije. Savani dokona na mnie tortur, bym umarł w męczarniach, pomyślał Argentyńczyk,
nie mogąc się powstrzymać, by oddać pocałunek z całkowitą pasją, przyciągając
ciało dziewczyny tak, by usiadła mu na kolanach.
Niech Facundo nie przejmuje się Savanim. Sam sobie na to zasłużył ;)
OdpowiedzUsuń