- Jedyne, na co mam ochotę, to leżenie w łóżku. Czuję się,
jakbym zaraz miała pęknąć. – zaśmiała się do słuchawki, kładąc się na materacu
na brzuchu i machając nogami niczym mała dziewczynka. Święta tak na nią
wpłynęły, iż tak właśnie się czuła – beztrosko, szczęśliwie, jak nigdy
wcześniej.
- Czyli dla mnie nic nie zostawiłyście? – przesadzony smutek
w głosie Argentyńczyka sprawił, że szatynka zaniosła się głośnym śmiechem. –
Ej, nie śmiej się! Ja tu cierpię! – oburzył się, po chwili jednak nie wytrzymując
i dołączając do chichoczącej dziewczyny.
- No cóż, babcia zrobiła tyle jedzenia, że nie masz się o co
martwić. – uspokoiła siatkarza i ponownie się zaśmiała, słysząc jak wzdycha z
ulgą. – Ale to dla ciebie chyba niezbyt zdrowe… Jeszcze przytyjesz i ledwie
doskoczysz do bloku, i co będzie? Jak coś, to nie moja wina!
Przerwa między tym dwojgiem wiele pomogła, nawet jeżeli od
wyjazdu Argentyńczyka minęło zaledwie kilka dni. Ines czuła się w pewien sposób
lżej, gdy nie musiała myśleć o zachowaniu siatkarza i analizować, czy między
nią, a sportowcem jednak coś jest, czy może jednak nie. Nawet jeśli oboje
kontaktowali się telefonicznie, było to o wiele lepsze wyjście niż twarzą w
twarz.
Szatynka od dwóch dni nie spotkała żadnej znajomej twarzy –
ani siatkarzy – z oczywistego powodu, którym był wyjazd każdego do swojej
rodziny – ani też swoich znajomych ze studiów. Nie martwiło to jej jednak
zbytnio, bo przecież i tak wszystkich miała spotkać już po przerwie świątecznej
– zarówno Facundo, Cristiana, jak też Charlotte i resztę.
- Dobra, muszę już kończyć, bo czeka mnie kolejne rodzinne
spotkanie. – mruknął po dłuższej chwili kontynuowania rozmowy Facundo.
- Jasne, baw się dobrze. – odparła dziewiętnastolatka,
walcząc z nagłym napadem smutku, szybko się rozłączając.
Bo ona nie miała możliwości spędzać czasu z rodziną, a przynajmniej
z tą najbliższą. Nie miała przy sobie dwóch najbliższych osób jej sercu. To
bolało, i to bardzo, zwłaszcza, że to były pierwsze święta, kiedy musiała się z
tym zmierzyć. A pierwsze razy zawsze są najgorsze. Chociaż… Czas nie goi ran, on jedynie uśmierza ból do
tego stopnia, by człowiek mógł o nim zapomnieć.
***
- Święta, święta i po świętach. – westchnęła starsza
kobieta, biorąc do ręki kubek z kawą i kierując się ku salonowi, by następnie
usiąść obok swojej wnuczki, czytającej ze znudzeniem jakiś stary magazyn o
modzie. – Masz jakieś plany na Sylwestra, kochanie? – zagaiła z ciekawością,
zwracając na siebie uwagę Ines, która bez wahania odłożyła czasopismo, myśląc
nad odpowiedzią.
- W sumie nie wiem. – przyznała po krótkiej chwili, bawiąc
się kosmykiem swoich włosów. W tym momencie znowu napadły ją wspomnienia
ubiegłych lat.
Zawsze spędzała Sylwestra ze swoimi rodzicami i ich
znajomymi – czasami Brazylijczykami, a niekiedy nawet Kubańczykami. Rodzice
dziewczyny mieli bardzo dużo znajomych zza granic Brazylii. Często to
wykorzystywali, zabierając córkę w najróżniejsze miejsca, dzięki czemu szatynka
spędziła ostatni dzień roku w takich krajach jak Meksyk, Stany Zjednoczone, czy
bliższych do Brazylii, jak Peru czy Argentyna. Tym razem znowu miała spędzić
ten dzień w nowym miejscu, ale tego Sylwestra od tych wcześniejszych różniło
jedno – miało ich zabraknąć. Miało
zabraknąć jej rodziców, którzy zawsze po północy przytulali ją, życząc jej
szczęśliwego roku, z przymrużeniem oka pozwalając jej na upicie łyku szampana,
nawet gdy była jeszcze niepełnoletnia, a w kraju obowiązywał zakaz picia alkoholu
dla ludzi poniżej osiemnastu lat.
- Ines? – dziewczyna po chwili poczuła dłoń babci na swoim
ramieniu. Ten gest pomógł jej powrócić do
żywych i otrząść się ze wspomnień.
- Tak? – mrugnęła kilkukrotnie, by pozbyć się małej ilości
nagromadzonych łez i nie zacząć ryczeć jak idiotka. Nie chciała wzbudzać
współczucia, chciała pokazać swojej babci, że jest silna, a takie oznaki jak
łzy wywoływały odwrotny skutek od zamierzonego.
- Idziesz czy nie? – powtórzyła kobieta, na co brązowooka
jedynie zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.
- Przepraszam, nie słuchałam cię wcześniej. Możesz
powtórzyć? – Włoszka westchnęła jedynie cicho, zgadzając się na propozycję
dziewiętnastolatki i powtórzyła swoje wcześniejsze słowa.
- Spotkałam niedawno miłych ludzi w mieście i podobno w
klubie seniora ma odbyć się Sylwester, a nie chcę, żebyś została sama… -
zaczęła, na co szatynka otworzyła szeroko oczy, wtrącając się od razu.
- Wybacz, babciu, ale… - starsza kobieta zaśmiała się,
podnosząc dłoń w górę na znak, by zamilkła, kontynuując swoją wypowiedź.
- A Rosa i Anto wybierają się na jakiegoś Sylwestra, więc
pomyślałam, że może poszłabyś z nimi, żeby nie zostać sama, bo to jednak nie jest
miłe, zostać samemu w ten czas… - wyjaśniła pokrótce na jednym wdechu. Pod tymi
słowami czaiła się aluzja i dziewczyna sprawnie ją wychwyciła. Staruszka po
prostu nie chciała, by dziewiętnastolatka została sama, ponieważ bała się, że w
takim momencie depresja dziewczyny może powrócić. Brązowooka sama tego nie
chciała, ale jednocześnie też nie miała ochoty na zakrapianego Sylwestra z
wieloma szalonymi osobami. Szatynka spodziewała się, że jak to zwykle bywa,
pewnie i ta zabawa pełna będzie wielu ludzi. A za tłumami właśnie Ines nie
bardzo przepadała.
Ale cóż innego zrobić, gdy przed sobą ma się proszący wzrok
babci? Cóż innego, niż skinąć prawie niezauważalnie głową?
- Dobrze, zastanowię się… - odparła cicho, a w głowie już
planowała najróżniejsze scenariusze, jak z tej obietnicy wybrnąć.
I w tym samym czasie pierwszy raz pożałowała, że Facundo
Conte nie wrócił jeszcze do kraju.
Może Facu jeszcze wróci? XD
OdpowiedzUsuń