Lot dwudziesty czwarty: "Patrz, a tam jest jakieś stado żyraf!"

- A może ta? – blondynka obróciła się dookoła, by siedzące na łóżku dziewczyny mogły w pełni ocenić jej kreację. Ines zmarszczyła brwi ze znudzeniem, przyglądając się granatowemu materiałowi na ciele Rosy.
- Jest ok. – wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem na ustach, palcem skubiąc rąbek koca, na którym siedziała. W tym samym czasie Antonuella popatrzyła krytycznie na Włoszkę.
- Nie idziemy na pogrzeb, więc lepiej ubierz coś jaśniejszego, seksowniejszego. – poradziła, z westchnięciem kładąc się na materacu obok dziewiętnastolatki, która na słowa współlokatorki jedynie wywróciła oczami, czego pozostałe dziewczyny nie zauważyły, zbyt zajęte sobą.
Po kilkudziesięciu minutach wybierania sukienek, Rosa wreszcie zdecydowała się na skromną, ale jakże – przynajmniej tak określiła Antonuella – seksowną, czerwoną sukienkę z długimi rękawami, sięgającą jedynie do mniej niż połowy uda. Z brunetką nie było żadnych problemów, ponieważ wybrała swoją kreację już kilka dni wcześniej, nie mogąc doczekać się imprezy. Nic dziwnego, w końcu od sporego czasu nie była już na żadnej, odkąd zdarzył się wypadek w ich domu. Owszem, bywała na domówkach, ale to nie było to. Teraz musiało być wszystko idealnie, nawet jeśli po kilku godzinach i tak większość towarzystwa miała stać się nieźle wstawiona.
- A ty? – Rosa usiadła na łóżku obok dziewczyn. Szatynka nadal siedziała po turecku ze znudzoną mina, myśląc o wszystkim i niczym – jak zwykle dotąd. Natomiast ciemnowłosa Włoszka leżała z głową na miękkiej poduszce, próbując sobie przypomnieć, czy czegoś aby nie zapomniała, jeżeli chodzi o przygotowania do Sylwestra. Wprawdzie dotad starała się niczego nie zapomnieć, ale po drodze mogła jednak coś pominąć.
Brązowooka momentalnie się wzdrygnęła, czując na swoim ramieniu dłoń jasnowłosej. Zamrugała kilkukrotnie, wracając do świata ze swoich myśli, które właściwie nie dotyczyły nikogo, ani niczego konkretnego.
- Ja? – zapytała, nie rozumiejąc pytania Włoszki.
- No ty. – jęknęła dziewczyna, wznosząc oczy ku górze, ukazując swoje małe zirytowanie. – Z tego co wiem, to idziesz z nami. – wyjaśniła. – A nie widziałam, żebyś miała jakąś sukienkę czy coś. – popatrzyła przenikliwie na Ines, a ta jedynie wzruszyła ramionami.
- Mam jedynie dwie pogrzebowe sukienki. – odparła z naciskiem na przedostatnie słowo, kierując swój wzrok ku zamyślonej Anto. – Raczej nigdy nie stroiłam się na Sylwestra. – ponownie wzruszyła ramionami. Czując wciąż wzrok Rosy na sobie, nie wiedziała co robić, więc ponownie jej wzrok powędrował w dół, a palce zajęły się końcem koca.
- Chyba sobie żartujesz! – blondynka wykrzyknęła, niezbyt jednak głośno, ale takim tonem, że aż sama Antonuella wyrwała się ze swoich myśli, ze złością wpatrując się w kuzynkę. – Nigdzie z nami nie pójdziesz, ubrana w zwykłe ciuchy! – dodała, przenosząc wzrok na brunetkę. – Prawda, An?
- Prawda. – palnęła bez zastanowienia, dopiero po chwili analizując słowa Rosy. Przeniosła swój wzrok z jednej kuzynki na drugą, mocno marszcząc czoło z niezrozumieniem. Ines przełknęła głośno ślinę, dziwnie się czując z podwójną parą oczu skierowanych wprost na jej osobę. – To nie będzie zwykła impreza, więc nie możesz pójść w czymś normalnym. – wytłumaczyła, powtarzając słowa sprzed momentu, gdy jasnowłosa Włoszka nie była jeszcze zdecydowana na swój strój. – A myślałam, że to już koniec problemów… - westchnęła cierpiętniczo, podnosząc się z materaca i wychodząc z pomieszczenia.
- Może ja po prostu nie pójdę…? – zaproponowała Ines, jednak nie dane było jej dokończyć.
- Nie. – ucięła Rosa, uśmiechając się półgębkiem. – Obiecałyśmy babci, więc nie zostawimy cię teraz samej. – wstała z łóżka, po chwili pomagając w tej czynności samej szatynce, która z niezrozumieniem, lecz posłusznie, podążyła za kuzynką.
Jak się okazało, udały się po prostu do pomieszczenia, w którym jeszcze dziewiętnastolatki nie było. Była to prawdopodobnie garderoba dziewczyn. Cóż, nic dziwnego, że Ines jeszcze tu nie zaglądała. Nie należała do dziewczyn strojących się – zdecydowanie własna szafa jej wystarczała. Jak widać, do tego momentu.
Brązowooka z przerażeniem obserwowała ciemnowłosą Włoszkę, która od swojego przyjścia zdążyła zawiesić na swoim przedramieniu przynajmniej dziesięć sukienek różnego kroju i koloru.
***
- …W razie czego dzwoń, jeśli byś nas nie znalazła. Udanej zabawy! – Antonuella uściskała szybko swoją kuzynkę, co po chwili zrobiła również Rosa, a następnie po krótkim przemówieniu brunetki obie zniknęły w tłumie.
Ines mogła się tego spodziewać, jednakże stała tylko w wejściu budynku z oszołomieniem na twarzy obserwując znikające, jedyne znajome dla niej sylwetki.
Biorąc ją pod swoje skrzydła na prośbę babci, była przekonana o tym, iż przynajmniej początek imprezy spędzi z dwiema Włoszkami. Niestety, starsze kuzynki miały widocznie inne plany, gdzie nawet nie pomyślały o tym, by umieścić tam brązowooką szatynkę.
Dziewczyna westchnęła głęboko, przybierając zagubiony wyraz twarzy. Nawet nie starała się kryć tego, iż nie wie, co robić. Nawet nie przejmowała się tym, co pomyślą inni, zgromadzeni już w budynku. Właściwie nikogo nie znała, a nikt też nie znal jej, ani też nawet nie ciekawił się jej osoba. Każdy ja mijał, czasami popychając – delikatnie lub też mniej – w tylko sobie znanej drodze. Ines mogła po chwili ocenić, iż niektórzy wyglądali już na nieco wstawionych, a inni też prawdopodobnie zdążyli już spróbować nieco narkotyków, biorąc pod uwagę zaczerwienione oczy i szeroki uśmiech.
- Co ja tu robię… - mruknęła pod nosem, wreszcie ruszając w stronę prowizorycznego baru w głębi pomieszczenia. Jeszcze dalej słychać było, nieco zagłuszone, dźwięki muzyki. Impreza dopiero się rozkręcała, dlatego muzyka nie była jeszcze zbyt głośna, jednakże dziewczyna dobrze wiedziała, iż wkrótce miało się to zmienić. Dlatego, dopóki jeszcze nie rozbolała jej głowa, postanowiła się napić, by chociaż trochę się dopasować do otoczenia. Nie zamierzała siedzieć bezczynnie, raniąc swój słuch i węch. Najlepszym sposobem na szybkie spędzenie czasu, było upicie się.
***
Ocierające się o siebie spocone ciała w rytm dudniącej muzyki. Blaski kolorowych świateł opadające na sylwetki ludzi znajdujących się na parkiecie. W tle zasmiewające się do rozpuku, niezbyt już trzeźwe osoby. Nikt nie znał powodu tej radości, jednakże każdy nadal się smiał, tylko podstawiając kolejny kieliszek pod butelkę wódki czy innego trunku. A wśród nich była także dziewiętnastoletnia szatynka. Czuła, że jej sukienka odrobinę się lepi od odrobiny rozlanej wódki, którą przez przypadek wylał na nią jej towarzysz. Cóż się dziwić – jego ciało ledwo trzymało się na nogach w pozycji pionowej. Czuł się niczym na rollercosterze. Także i brązowooka miała wrażenie, że wokół wszystko niej wiruje. Od alkoholu i sporej obecności ludzi w pomieszczeniu było jej gorąco, a przed chwilą wylany trunek na chwilę orzeźwił ją, wprawiając w jeszcze lepszy nastrój.
Po kilkunastu minutach od podejścia do baru i napicia się pierwszego – niezbyt mocnego – drinka, nieznany jej blondyn postanowił do niej podejść, tym samym rozpoczynając wspólną zabawę. Po chwili szatynka wkręciła się w jego towarzystwo, znajdujące się nieopodal, a po kilku godzinach czuła się wśród nich niczym stara przyjaciółka.
Kto by pomyślał, jak alkohol potrafi łączyć ludzi.
Ines nie opierała się męskiej dłoni znajdującej się wysoko na jej biodrze. Nie opierała się palcom, bawiącym się rąbkiem jej obcisłej, obecnie niezbyt suchej w tym miejscu sukienki. Ba! Sprawiało jej to nawet swego rodzaju przyjemność i dodawało odwagi, przez co sama zbliżyła się nieco do chłopaka, który mógłby być w wieku Rosy.
Czas mijał naprawdę przyjemnie, chyba nawet najlepiej od kilku tygodni dla dziewiętnastolatki. Nie przejmowała się niczym smutnym, niczym ważnym. Liczył się tylko alkohol krążący w jej żyłach, dotyk nieznanego chłopaka o imieniu Zack.
- Chodź zatańczyć. – działała pod wpływem impulsu, zbliżając się jeszcze bardziej do blondyna i prawie krzycząc mu do ucha. Nie mogła niestety powiedzieć tego szeptem, przez ogłuszający huk muzyki i rozmów otaczających ją osób.
Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego chce iść tańczyć, skoro zarówno ona, jak i jej partner nie mogli utrzymać równowagi. Na szczęście jednak obeszło się bez większych kolizji, a dojście do parkietu, prawie w pełni zapełnionego ludźmi, nie zajęło im zbyt dużo czasu.
***
- Idę do łazienki. – poinformowała Anette, jedna ze znajomych Zacka, wstając i robiąc z tego wiadomość na wagę pójścia do pałacu królewskiego. Patrick, przyjaciel blondyna, nie omieszkał o tym poinformować dziewczyny, na co ta jedynie wywróciła swoimi wręcz błękitnymi tęczówkami, rozglądając się po żeńskiej części towarzystwa. – Nadia? – zwróciła się do niskiej szatynki, siedzącej po lewej stronie Ines, prawdopodobnie bliskiej przyjaciółki niebieskookiej. Dziewczyna, domyślając się szybko, o co chodzi koleżance, szybko pokręciła głową, przez co wzrok Anette padł na Ines.
- W sumie… Mogę pójść. – wzruszyła ramionami brązowooka, wyplątując się z objęć Zacka. Trochę zajęło jej, zanim podniosła się, nie tracąc równowagi i nie potrzebując przy tym pomocy któregoś z kolegów blondyna, jednakże po chwili obie znalazły się w drodze do toalety.
Po wykonaniu oczywistych czynności, jakich można dokonać w toaletach, obie skierowały się w strone powrotna. W łazience Ines odrobinę wytrzeźwiała, ochładzając twarz wodą i poprawiając makijaż. Czuła się odrobinę trzeźwiejsza a przynajmniej do tego stopnia, iż wreszcie się nie potykała na prostej drodze ani nie zataczała się. Zaśmiewała się z jakichś uwag Anette dotyczących mijanych facetów. Niebieskooka miała w zwyczaju w zabawny sposób komentować urodę każdego, przez co szatynka od razu ją polubiła, zwracając uwagę na jej poczucie humoru.
- Patrz, a tam jest jakieś stado żyraf! – pisnęła ze śmiechem Anette, bez skrępowania wskazując palcem na gromadę wysokich, bardzo wysokich mężczyzn. Brązowooka zachichotała, mimo że porównanie wysokich facetów do tego rodzaju zwierząt nie należało już do oryginalnych.
- Weź ten palec i nie krzycz tak głośno, bo nas zauważyli. – zaśmiała się szatynka, biorąc do ręki dłoń Anette, którą dziewczyna przed chwilą jeszcze wręcz oskarżycielsko wskazywała.
Obie były blisko miejsca, gdzie znajdowali się ich znajomi, przez co po chwili brązowooka z chichotem znalazła się na kolanach blondyna, który wręcz z utęsknieniem wtulił głowę w jej włosy. Bawiło ją to, że w ciągu kilku godzin znajomość z nieznanym facetem może się tak bardzo rozwinąć.

Ale jej mina momentalnie zrzedła, gdy przypomniała sobie o „żyrafach”. Wzrok Ines momentalnie powędrował we wcześniej wskazanym przez Anette miejscu, jednakże nikogo nie zauważyła, a jej ciało się rozluźniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz